Batalion czołgów – Josef Škvorecký
Drodzy Czytelnicy, wojsko już samo z siebie i z definicji jest dla satyryka wdzięcznym tematem. A w armii skladającej się z wojaków z przymusowego poboru, bardzo przypadkowych i zajmujących się głównie miganiem od obowiązków wobec ojczyzny, można bez kłopotu znaleźć anegdoty, które ubawią każdego. Jeśli dodamy jeszcze do tego absurdalną czechosłowacką rzeczywistość lat 50 – tych, to sprawimy, że czytelnik będzie płakał ze śmiechu. I o tkie właśnie anegdotki postarał się czeski autor Josef Škvorecký.
Siódmy Batalion Czołgów i jego kadrę poznajemy podczas ćwiczeń o tytule, jak to w wojsku, nikomu nic nie mówiącym: “Atak na pospiesznie wzniesioną linię obrony nieprzyjaciela”, a żegnamy się z miłymi żołnierzami w przeddzień ich wyjścia do cywila. Pomiędzy, będziemy świadkami wielu przezabawnych perypetii, a całość połączy postać sierżanta Smirzicky’ego, który, przez chwilę, będzie nawet żałował końca służby, a wszystko przez urokliwą panią porucznikową.
Oczywiście, w Siódmym Batalionie Czołgów, jest więcej oficerów politycznych, którzy nigdy broni w ręku nie mieli, niż prawdziwych żołnierzy. Znajdujemy się przecież w armii czechsłowackiej, której na sercu leży wykształcenie ludu pracującego. Dlatego, najważniejszym dla oficerów zadaniem jest wychowanie polityczne żołnierzy, niż nauczenie ich praktycznej obrony przez atakiem nieprzyjaciela. Jednak, zarówno przeszkolenie bojowe, jak i duch polityczny batalionu pozostawiają wiele do życzenia, a żołnierze zajmują się głównie udawaniem, że wykonują swoje obowiązki.
O wojsku w krzywym zwierciadle już było… A “Batalion czołgów” często porównywany jest wprost do “Przygód dobrego wojaka Szwejka” Jaroslava Hašek’a.
Josef Škvorecký, bądź co bądź, jeden z ważniejszych czeskich pisarzy, nigdy nie zgodził się z tym, jakoby jego “Batalion” miałby być “Wojakiem Szwejkiem, tylko że w wojsku komunistycznym”. Czy faktycznie można odnieść takie wrażenie?
Josef Škvorecký, bądź co bądź, jeden z ważniejszych czeskich pisarzy, nigdy nie zgodził się z tym, jakoby jego “Batalion” miałby być “Wojakiem Szwejkiem, tylko że w wojsku komunistycznym”. Czy faktycznie można odnieść takie wrażenie?
Oczywiście, że pewne analogie się nasuwają. W tym kontekście zatem, książkę Škvorecký’ego moglibyśmy również porównywać z “Paragrafem 22” czy “CK Dezerterami“. Jednak czy na siłę trzeba szukac powiązań? Oczywiście, pewne dzieła są fundamentalne i do nich, chcąc nie chcąc, porównujemy inne, późniejsze utwory. Jednak, jeśli o moją opinię chodzi, w tym przypadku niefart Škvorecký’ego polega na tym, że żył i pisał około pół wieku później niż Hašek…
Teraz kilka słów na temat wydania, które wpadło w moje ręce (miałam 5 minut na decyzję “co będę czytać na urlopie”, a literatura czeska to, jak dla mnie, zawsze tzw. pewniak).
Moja książka pochodzi z kolekcji “Literatura czeska” Gazety Wyborczej. Kolekcja ta została stworzona i wydana w roku 2011 i szczerze ubolewam, że wówczas przegapiłam fakt, że się ukazała. Dla takich gap, jak ja sama, mam dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka: cała kolekcja jest do nabycia na stronie Kulturalny Sklep. Zła wiadomość to ta, że nakład niektórych tomów został już wyczerpany. Świadczy to jedynie o dużym powodzeniu kolekcji, więc pozostaje mieć nadzieję, że wydawca zdecyduje się na reedycję.
W serii wydano czternaście tytułów: niektóre oczywiste, których zabraknąć, po prostu nie mogło, czyli: już wspomniane “Przygody dobrego Wojaka Szwejka” czy “Obsługiwałem angielskiego króla” Bohumila Hrabala; inne – trochę mniej znane i mniej oczywiste utwory czeskich twórców, np. “Śmierć pięknych saren” Ota Pavela czy też “Sklep przy głównej ulicy” Ladislava Grosmana (o których, notabene, wspominał także “główny czechofil kraju” czyli Mariusz Szczygieł w swojej książce “Laská nebeská”).
Wracając do kolekcji “Literatura czeska”, będzie ona też niespodzianką dla miłośników czeskiej kinematografii, gdyż do każdej z czternastu pozycji została dołączona płyta z ekranizacją, a całość została opatrzona hasłem: “Książka jak się patrzy”.
Do “Batalionu czołgów” również nie zapomniano dołączyć płyty – film “Czołgowy batalion” w reżyserii Vita Olmera.
A na koniec, Drodzy Czytelnicy, proponuję Wam pewną, niewinną zabawę:
Weźcie poniższy cytat, na który w “Batalionie czołgów” się natknęłam:
"Regulamin nie określał bowiem, że żołnierz ma nie być idiotą"
… i w miejsce słowa “żołnierz” wstawcie dowolną osobę lub grupę społeczną, np. polityk, artysta, sprzedawca. Albo bardziej prywatnie: szef, mąż, przyjaciółka żony…
I co? Nie jest to dowód na to, że literatura jest ponadczasowa??