Ucieczka z Sobiboru – Thomas Toivi Blatt

Drodzy Czytelnicy, słuchając ostatnio piosenki Marii Peszek po tytułem “Modern Holocaust” przypomniałam sobie o książce z zakresu literatury obozowej, o której jeszcze Wam nie odpowiadałam. Zapnijcie więc pasy, bo temat niełatwy!

Po pierwsze, skąd skojarzenie z piosenką? Maria Peszek śpiewa w “Modern Holocaust” o nienawiści:

Bo nie jest tak że zło
To Hitler albo Stalin
Zło jest w każdym z nas
Zło robimy sami
Bo nie jest tak że zło
To Putin czy Bin Laden
Ty też w domu masz
Własny swój karabin

Tak, Drodzy Czytelnicy. Przyzwyczailiśmy się do prostych stwierdzeń i skojarzeń: nazizm – Hitler, Wielka Czystka-Stalin, i tak dalej, nazwiska dyktatorów można tu wklejać dowolnie. A przecież, jak się zastanowić nad tym głębiej, sam jeden Hitler nie dałby rady wymordować milionów ludzi, a Stalin podobnych milionów skazać na zabójczy pobyt w syberyjskich łagrach. Udało im się zrealizować te szaleństwa tylko dlatego, że miał wokół siebie krąg zwolenników, ludzi z dostępem do wielu wpływów w państwie, którzy ze swojego położenia czerpali korzyści. I aby tej władzy nie stracić, wspólnie z szalonym dyktatorem wprawili w ruch zabójczą maszynerię, posługującą się przede wszystkich strachem, jako narzędziem do utrzymywania posłuszeństwa.

Jedyną metodą, aby zapobiegać takim zdarzeniom jest ciągłe przypominanie o tym, co się przydarzyło ludzkości w XX w. Nie po to, żeby epatować strasznymi obrazami, ale w celu wywoływania nieobojętności na krzywdę drugiego człowieka, nieważne kim jest i skąd pochodzi ani jaki jest jego kolor skóry, orientacja seksualna czy wyznanie. Tylko wtedy możemy mieć nadzieję, że ludobójstwa nie będą się powtarzać. Dlatego, moim zdaniem, literatura związana z obozami koncentracyjnymi tę funkcję spełnia wyśmienicie. Co może być lepszym wstrząsem i wyzwalaczem refleksji, jak świadectwo osoby, która przeżyła piekło na Ziemi?

I dziś, Drodzy Czytelnicy, kilka słów o książce, która opowiada wstrząsającą historię o jednej z niewielu udanych ucieczek z nazistowskich obozów, w dodatku prawdopodobnie jedynej ucieczki, przynajmniej na taką skalę, z obozu zagłady. Mowa oczywiście o “Ucieczce z Sobiboru” Thomasa Toiviego Blatta.

Zanim przejdziemy do osoby autora, który był autentyczną postacią, której udało się wydostać z piekła obozu w Sobiborze, kilka słów o tym strasznym miejscu.

Był to jeden z tzw. “obozów Globocnika” – takie określenie stosowano opisywania trzech obozów zagłady: Treblinki, Bełżca i Sobiboru właśnie, powstałych na naszych wschodnich rubieżach. Miały one na celu szybką eksterminację ludności, głównie żydowskiej, z tych terenów w ramach tzw. Akcji Reinhardt. Jako, że były to ściśle obozy zagłady, a nie koncentracyjne, nie przetrzymywano tam więźniów w celu pracy przymusowej. Jedynymi więźniami, którzy w tych obozach przebywali byli więźniowie z obsługi i ci, którzy zapewniali codzienne funkcjonowanie obozu i obsługę załogi SS. Zatem, co się działo za ich murami i drutami kolczastymi? Masowe zabijanie. Jedynym celem istnienia “obozów Globocnika” było uśmiercanie setek tysięcy ludzi w komorach gazowych. Pobyt przeciętnego więźnia w takim obozie mógł zamknąć się dosłownie w kilku godzinach, czasie potrzebnym na to, aby wyładować ludzi z bydlęcych wagonów, którymi byli transportowani, odebrać im bagaże i rzeczy osobiste, aby następnie zaprowadzić ich pod “prysznic” czyli do zakamuflowanej komory gazowej. Pod czujnym okiem SS-manów, tę “tę brudną robotę” wykonywali więźniowe, z tzw. SonderKommando. Prawda, Drodzy Czytelnicy, że musiało to być piekło na Ziemi? Więźniowie pracujący w SonderKommandach wiedzieli dobrze, że będąc świadkami okropnych hitlerowskich zbrodni, są niewygodnymi dla SS świadkami. I że, prędzej czy później, sami zostaną zgładzeni, w dokładnie taki sam sposób, jak ich pobratymcy. Dlatego w 1943 roku, kiedy do Sobiboru zaczęły docierać wieści z Bełżca, że akcja Reinhardt powoli dobiega końca, więźniowie postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i zorganizować masową ucieczkę. Dowództwo tego powstania przejął radziecki jeniec Aleksandr “Sasza” Pieczerski. 14 października 1943 roku powstanie wybuchło, z około pięciuset więźniów przebywających w obozie blisko połowie udało się zbiec do lasu, zaś wg szacunków historyków, około 60 z nich przeżyło wojnę.

Wśród nich był Thomas Toivi Blatt, a “Ucieczka z Sobiboru” jest jego opowieścią o udziale w ucieczce z Sobiboru i jego losach po wydostaniu się z obozu. Co szokujące, czytając opowieść Toiviego o tym, jak wyglądało jego życie na chwilę przed wojną, i jak powoli, z dnia na dzień pozbawiano żydowskie rodziny poczucia bezpieczeństwa, aby wreszcie zapędzić je do towarowych wagonów i wywieźć na śmierć, myślimy, że kiedy Toiviemu uda się uciec z obozu, to jego los się odmieni. Nic bardziej mylnego. Kiedy w 1943 roku żyjąca w niewielkiej Izbicy rodzina Blattów podziela los wielu tysięcy innych żydowskich rodzin, podczas pierwszej selekcji na rampie kolejowej, splotem okoliczności 16-letni Toivi zostaje ocalony, a jego rodzina ginie w komorze gazowej. Po kilku miesiącach w obozie i ucieczce z niego pod dowództwem Pieczerskiego, ścigani więźniowie muszą ukrywać się w lasach. Już wtedy zaczynają cierpieć głód, a wcześniej zgrana grupa rozpada się na małe, kilkuosobowe grupki. Każdy próbuje przeżyć. Toivi wraz z towarzyszem stara się wrócić do swojej rodzinnej miejscowości. Jednak okazuje się, że nikt z miejscowej ludności nie cieszy się na jego widok. Jest Żydem, i co gorsza, uciekinierem z obozu. Za pomoc takiej osobie grozi kara śmierci. Dlatego większość osób, do których Toivi zwraca się o pomoc, odmawia mu jej, a jeśli jej udziela to rzadko bezinteresownie. Thomasowi, mimo ukrywania się i życia jak zwierzę w potrzasku, udaje się przetrwać wojnę. I choć dalszych swoich losów nie opowiada on w książce, były one również niezmiernie ciekawe. Przeczytacie o nich tu, ja tylko wspomnę, że Toivi Blatt w latach 50- tych XX wieku wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie poświęcił swoje życie dokumentowaniu hitlerowskich zbrodni.

“Ucieczkę z Sobiboru” wieńczy zaś wywiad z Gustavem Wagnerem – szefem kompanii i jednym z najbardziej okrutnych SS-manów załogi obozu w Sobiborze. Wagner ze stoickim spokojem opowiada o tym okropnym miejscu, któremu przewodniczył, a swoją skruchę ogranicza do powiedzenia, że tylko wykonywał rozkazy… Jak możecie się domyślić, Drodzy Czytelnicy, ten chłód i opanowanie Wagnera jest niemałym wstrząsem po przeczytaniu świadectwa Blatta, kolejnym szokiem, jaki “Ucieczka z Sobiboru” w Was wywoła.

I to właśnie o tym, Drodzy Czytelnicy, śpiewa Maria Peszek. Hitler nie byłby niebezpieczny, gdyby nie tacy ludzie jak wspomniany Odilo Globocnik, człowiek odpowiedzialny za masowe mordy na ścianie wschodniej, czy właśnie tacy funkcjonariusze jak Wagner, o których wiemy, choćby bronili się stwierdzeniem o wykonywaniu rozkazów, że z lubością mordowali więźniów i znęcali się nad nimi.

A może powinnam zamiast “więzień” użyć słowa “bliźni”? To, co robili tacy jak Hitler, to odwrócenie optyki, przedstawienie sprawy w innym świetle: bliźni, więzień… a przecież to po prostu drugi człowiek. Jednak mordów dokonali inni ludzie, ci, którzy zasłonili się rozkazem, którym taka narracja odpowiadała lub służyła w jakimś celu…

Dlatego, drodzy Czytelnicy, czytając “Ucieczkę z Sobiboru” (a mam nadzieję, że po nią kiedyś sięgniecie, mimo tego, że jest lekturą wstrząsającą), pomyślcie nie tylko o samym tragizmie obozów, ale zastanówcie się, gdzie i kiedy to się wszystko zaczęło… Czy wtedy, gdy Hitler wydawał swoje rozkazy, czy też wówczas, gdy w głowie przeciętnego człowieka powstała myśl, że drugi człowiek jest wart pogardy…

Na koniec, jeśli macie ochotę obejrzeć historię Thomasa na ekranie, to macie do dyspozycji dobrą ekranizację “Ucieczki z Sobiboru”:

A w międzyczasie posłuchajcie Marii Peszek: