Schowani do wora – Andrzej Flügel
Drodzy Czytelnicy dziś będzie przedpremierowo i trochę osobiście….
Dlatego na wstępie uprzedzam, że będę się, jak zwykle zresztą, starać się dać Wam wyczerpującą i rzetelną informację, natomiast pozostać do końca obiektywną raczej mi się być nie uda.
Trudno przecież o obiektywizm, gdy było się jednym z pierwszych czytelników i krytyków książki, jeszcze w formie brudnopisu, a w dodatku brało się udział w wydawniczym procesie. Po prostu, uczestniczyło się w jej powstaniu.
Ale że pełny tytuł tego bloga brzmi “Mola Książkowa – subiektywny blog o książkach”… zatem:
Drodzy Czytelnicy: tadadam! Mój tata wydał właśnie swoją pierwszą książkę!
I choć pisaniem się para od lat ponad dwudziestu, to wierzcie mi, że łatwo nie było! Projekt był od dawna “odkładany na potem”, przekładany w swej realizacji na nieokreślone “kiedyś”. Tak to chyba z pomysłami na książki jest, że błądzą pisarzom gdzieś pod czaszką, powoli rosną, aż w końcu nadchodzi moment, gdy dojrzeją i autor nie ma już wyboru… musi pochylić się nad klawiaturą…
Tak było i też w przypadku Andrzeja, który rok temu, będąc na urlopie, zasiadł przed komputerem a dziś trzyma w ręku pierwszy egzemplarz swojej książki – “Schowani do wora”.
Wy, Drodzy Czytelnicy, też będziecie mogli do ręki wziąć “Schowanych do wora” już jutro, 9 września! To właśnie jutro pojawi się w księgarniach, tych tradycyjnych, zaś w internetowych już teraz można ją nabyć.
Przejdźmy do samej książki. “Schowani do wora” to zapis wspomnień mojego taty z okresu jego przygody z pracą wychowawcy w Służbie Więziennej.
Więziennictwo w czasach PRL przedstawiało się zapewne inaczej niż teraz. Oprócz ogromnego ładunku stresu związanego ze Służbą, który jest jej nieodłącznym elementem w każdej epoce, system penitencjarny minionego ustroju przypominał trochę Latający Cyrk Monty Pythona… I o tym właśnie, choć nie tylko, opowiadają “Schowani do wora”.
Jeśli żądni jesteście oficjalnej recenzji to znajdziecie ją na stronie Wydawictwa Novae Res, lub czytelniczych portalach. Ja, nie chwaląc się, miałam niemały wpływ na powstanie streszczenia książki, i okładkowych opisów. Nie będę się więc tu powtarzać, Drodzy Czytelnicy. Nie będę również zdradzać historii opisanych w “Schowanych do wora”, bo zepsułabym Wam lekturę.
Napiszę tylko, że będąc małą dziewczynką wiedziałam, że tata jest “klawiszem” i pracuje w “kryminale”, gdzie siedzą “złodzieje”. Do “kryminału” (czyli do aresztu śledczego przy ulicy Łużyckiej w Zielonej Górze) wchodziło się przez wielkie, grube, żelazne drzwi, otwierane automatycznie przez pana strażnika. Wówczas wydawały mi się przeogromne…
Oczywiście “klawisz” to było uproszczenie, tak mówili o sobie wszyscy pracownicy Służby Więziennej, obojętnie jakie stanowisko zajmowali. I oczywiście, nie wszyscy przestępcy siedzieli za kradzież, tylko tak nazywano zatrzymanych, niezależnie od popełnionego czynu. A oni zawsze, w swoim mniemaniu, siedzieli za niewinność i nie ułatwiali życia “klawiszom”. To, że ojciec miał za sobą niejedną nieprzespaną noc w związku z samookaleczaniem się więźniów lub ich ucieczkami, dowiedziałam się o wiele później. Dla małej dziewczynki po prostu szedł “do pracy”. A tam spotykał się z wieloma pokręconymi ludzkimi historiami, które napisało samo życie…
I dlatego opisał je dla Was w “Schowanych do wora”. Wspomnienia, anegdoty, ciekawe portrety oraz postacie: ci zza krat i ci, co trzymali klucze… Przeczytajcie!