Szachinszach – Ryszard Kapuściński
Drodzy Czytelnicy, powiem nieskromnie, że czesto mam rację… Jednak obecnie, bodajże po raz pierwszy w życiu chciałabym jej nie mieć i mam nadzieję, że się mylę i jestem jedynie złym prorokiem. Ale właśnie przyszło mi do głowy, obserwując to, co obecnie się dzieje w Polsce, że nie ma bardziej aktualnej książki niż “Szachinszach” Ryszarda Kapuścińskiego.
I tak dalej sobie w tych rozmyślaniach idę i uważam, że “Szachinszach” powinien zostać lekturą obowiązkową dla wszystkich, którzy nabywają prawa wyborcze… Ktoś chce zostać kandydatem na jakiś urząd: egzamin ze znajomości Konstytucji i lektura “Szachinszacha”. Idziesz głosować ? Najpierw usiądź w domu na kanapie i przeczytaj Kapuścińskiego… Oczywiście są to tylko moje mrzonki i imaginacje, ale przyznajcie, Drodzy Czytelnicy, że oszczędziłoby to nam wielu kłopotów! O tym, że uważam, że “Szachinszach” powinien zostać szkolną lekturą dla licealistów, nawet nie wspominam…
Dlaczego? “Szachinszach” to opis pobytu Ryszarda Kapuścińskiego w Iranie w przededniu rewolucji islamskiej, wskutek której tron stracił szach Muhammad Reza Pahlawi. Odnajdujemy Kapuścinskiego w niewielkim hotelu w Teheranie, gdzie pod pretekstem opisu kilku zdjęć, ukazuje nam Iran pod panowaniem szacha. Następnie opowiada o tym, jak rodziły w Iranie się nastroje rewolucyjne, oraz jak doszło do tego, że szach musiał uciekać jak niepyszny, a jego miejsce zajął Ajatollah Chomeini.
Drozy Czytelnicy, o “Szachinszachu” trudno jest pisać. To reportaż wyjątkowy. Napisany po mistrzowsku. Czytając kipi się aż od emocji. Co ciekawe, sam autor zachowuje się jak zimny obserwator, zachowuje dystans naukowca wobec tego co widzi, przeżywa lub słyszy od swoich rozmówców. Tym sposobem pisania, swoim stylem, pod pozorem przekazania jedynie suchych faktów i obiektywnych zdarzeń, Kapuściński daje czytelnikowi przestrzeń. Aby zrozumiał, zadumiał się, zdenerwował… po prostu poczuł.
Z “Szachinszacha” dowiedziałam się, że Ryszard Kapuściński to niezmordowany reporter:
"Iran - to była dwudziesta siódma rewolucja, jaką widziałem w Trzecim Świecie. W dymie i huku zmieniali się władcy, upadały rządy, na fotelach zasiadli nowi ludzie".
Drodzy Czytelnicy, ile trzeba mieć w sobie uporu i silnych nerwów, aby dwadzieścia siedem razy oglądać na własne oczy, oprócz upadających rządów i władców, również zamieszki i przemoc, krew na ulicach, śmierć na co dzień. Ile trzeba mieć odwagi, aby z własnej woli i dla reporterskiej powinności, stawiać się w sytuacji, w której wychodząc rano z hotelowego pokoju nie mieć pewności, czy się tam wróci wieczorem!
A na koniec, ile trzeba mieć talentu, aby ten rewolucyjny niepokój oddać na kartach książki tak, aby czytelnikowi podczas lektury przeszedł dreszcz po plecach… Fenomen “Szachinszacha” najtrafniej oddał tłumacz reportażu na język czeski, Drusan Provaznik, mówiąc:
"(...) muszę przyznać, żę trochę się o Ryszarda bałem. Czy uda mu się napisać równie dobrą książkę, jak "Cesarz"? Ale niepotrzebnie. Już po pierwszych stronach wiedziałem, że przekładam drugie arcydzieło".
Notabene, “Szachinszach” wskutek pewnych zawirowań polityczno – wydawniczych ukazał się najpierw w czeskim przekładzie, a dopiero po roku w oryginale, po polsku…
O czym się tak naprawdę jest “Szachinszach”. Po pierwsze, o imperalistycznych mackach, które dla zysku gotowe są sięgnąć bardzo daleko. Po drugie, o szalonych ludziach bez wyobraźni, ale za to z ogromnym ego u władzy. I o tym, co się może stać, jeśli rządy szaleńca są innym państwom na rękę… Dlatego “Szachinszach” jest dla nas obecnie lekturą bardziej niż obowiązkową…
A na zakończenie, mała muzyczna ilustracja do tego posta: Zespół Reprentacyjny i goście w utworze “Król”:
PS. na płycie Zespołu Reprezentacyjnego, o której kiedyś Wam pisałam refren nie został ocenzurowany 🙂