Neuengamme – Bogdan Suchowiak, czyli co jest z nami nie tak?
Drodzy Czytelnicy, o literaturze na temat obozów koncentracyjnych pisałam już kiedyś.
I właściwie, moim zamiarem było już nie wracać do tego tematu, mimo że znam go dobrze
i praktycznie bez ustanku jakieś wydawnictwa o tematyce obozowej czytam. Zamysłem moim było jednak, aby w jednym poście “zbiorczym” opowiedzieć, że ta literatura może być ciekawa, ale nie chciałam tym zagadnieniem epatować, ani też Was, Drodzy Czytelnicy, nim zanudzić.
Zatem, jeśli nigdy po opublikowaniu posta “Lek na nienawiść czyli… literatura obozowa” do obozów koncentracyjnych nie wróciłam, nie oznacza to, że tego tematu unikałam. Wprost przeciwnie.
Dlaczego więc dziś złamię tę zasadę? Z dwóch powodów.
Po pierwsze, dziś mija 73 rocznica wyzwolenia obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz – Birkenau. I jest to dobra okazja, aby uczcić pamięć ofiar tego strasznego miejsca.
Po drugie, niedawno wpadła mi w ręce monografia na temat innego obozu koncentracyjnego, mniej znanego bo też raczej nie pojawiającego się w kulturowych odniesieniach – Neuengamme. Był to obóz mieszczący się niedaleko Hamburga, zatem na terenie III Rzeszy. Dlatego też jego wyzwolenie przyszło później, niż np. wspomnianego Oświęcimia, bo dopiero na początku maja 1945 roku. I właśnie dziś rano tę lekturę skończyłam, i zamyśliłam się nad pewną kwestią…
Najpierw kilka slów o samej książce. Autorem tej monografii jest były więzien Neuengamme – Bogdan Suchowiak, a książka wydana została w roku 1979, więc zakładam, że raczej na jej wznowienia liczyć nie ma co. Podejrzewam, że zainteresowani będą mogli ją znaleźć w antykwariatach.
Monografia obozu Neuengamme różni się konstrukcją od innych tego typu prac, które miałam okazję czytać. Autor poświęcił ponad połowę swoich wspomnień kwestii ewakuacji tego obozu. Nie bez powodu, gdyż była ona wyjątkowo tragiczna w skutkach: to właśnie głównie więźniowie z Neuengamme (ale też z m.in obozu Stutthof) padli ofiarami katastrofy w Zatoce Lubeckiej, gdzie tysiące wycieńczonych kilkuletnią katorgą ludzi zginęło w przeddzień odzyskania wolności, i na domiar złego, wskutek omyłkowego (choć do dziś pozostaje to kwestią sporną) ostrzelania przez Aliantów.
Ale nie o samym obozie i jego historii chciałam Wam, Drodzy Czytelnicy, napisać, choć ta jest niezmiernie ciekawa, i zachęcam zainteresowanych aby ją zgłębić.
Drodzy Czytelnicy, po wojnie powstało stowarzyszenie zrzeszające byłych więźniów obozu Neuengamme Amicale, którego jednym z zadań było promowanie, znanego zaraz po wojnie hasła; “Nigdy więcej wojny. Nigdy więcej faszyzmu”.
Mój wzrok zawisł dłużej na tym zdaniu i nagle przypomniała mi się publiczna debata, jaka teraz przez Polskę się przetacza na temat zjawiska odradzania się faszyzmu…
Nie będę pisać o polityce, która zależy z jakiej strony barykady patrzeć, zawsze ma swoją prawdę, i to zawsze inną. Ale zastanawiam się, jak zwykły szary człowiek, który odebrał standardową edukację, co z nami, jako społeczeństwem jest nie tak? Czy system edukacji tak bardzo obniżył swój poziom, że zatraciliśmy podstawową świadomość?
Gdzie jesteście, nauczyciele historii, języka polskiego i wiedzy o społeczeństwie? Co mówicie dzisiejszej młodzieży na lekcjach, skoro pewna jej część uznaje za atrakcyjne świetowanie urodzin Hitlera, najwidoczniej nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, że gdyby dziś wujek Adolf żył, to właśnie oni byliby ludzkimi cieniami snującymi się za drutem kolczastym…
Czy to nie jest Wasza rola (pomijając rolę rodziców oczywiście) podsuwanie młodym ludziom właśnie takich lektur, jak wspomniania pana Bogdana Suchowiaka? Myślę, że niejednemu gówniarzowi odechciałoby się zabawy w nazistę, gdyby tego typu opracowania, dziś już niestety zapomniane i nie wznawiane, częściej trafiały w jego ręce..
Drodzy Czytelnicy, rok 2018 jest rokiem Ireny Sendlerowej… może warto wykorzystać tę okazję, i – z umiarem oczywiście – po kilka pozycji obozowych sięgnąć?
Ku przestrodze i dla pamięci…