Nienachalna z urody – Maria Czubaszek

“Nienachalną z urody”, zaraz po jej premierze, pożyczyła mi znajoma. Od razu ustawiła się do niej kolejka domowników, a ponieważ ja zawsze “coś” czytam i każda książka, którą się zainteresuję, musi poczekać na swoją kolej, zgodziłam się, aby ktoś inny zaczął ją czytać. W końcu Mola Ksiażkowa to nie pies ogrodnika i jeśli chwilowo sama nie korzysta, to innym pozwoli…
Mając już wolną chwilę, o “Nienachalną z urody” się upomniałam i okazało się, że książka gdzieś przepadła… i odnaleziona została całkiem niedawno, przy okazji porządków, jak to zwykle bywa. Dlatego trafiła z opóźnieniem w moje ręce, a co za tym idzie, dopiero teraz na Molę Książkową. 
 
 
 
Marii Czubaszek specjalnie przedstawiać nie trzeba…ale też nie sposób przedstawić całego jej dorobku. 
 
 
 
Przede wszystkim była satyryczką i autorką sluchowisk radiowych, wykonywanych przez autorów takiego kalibru jak: Bohdan Łazuka, Jerzy Dobrowolski, Irena Kwiatkowska, Barbara Wrzesińska czy Wojciech Pokora. 
 
Była także autorką scenariuszy i publicystką. Tworzyła dla radiowej Trójki, tygodnika Szpilki, regularnie komentowała bieżące wydarzenia w programie “Szkło kontaktowe“. Dla Wirtualnej Polski prowadziła “Bloga niecodziennego“, występowała również w improwizowanym serialu komediowym “Spadkobiercy”. 
 
Mimo dużego dorobku i rozpoznawalności, sama swoją twórczość traktowała z pobłażaniem i dystansem, mówiąc, że “pisze glupoty”, a najlepszym natchnieniem i motywacją do pisania jest kolejny niezapłacony rachunek. Ot, pisanie było tylko sposobem zarabiania na życie, odżegnywała się bowiem zawsze od stereotyu artysty czekającego na natchnienie. 
 
“Nienachalna z urody” nie jest pierwszą książką Marii Czubaszek. Swój autoportret odmalowała już w antyporadniku “Dzień dobry, jestem z kobry, czyli jak stracić przyjaciól w pół minuty, i inne antyporady”. 
 
 
 
Następnie, opowiedziała o swoim życiu z Wojciechem Karolakiem, muzykiem jazz-owym, w wywiadzie – rzece, a raczej luźnych rozmowach ze swoim przyjacielem Arturem Andrusem pod tytułem “Każdy szczyt ma swój Czubaszek”.
 
 
 
Prawdopodobnie, zachęceni sukcesem tej ostatniej książki, Maria Czubaszek i Artur Andrus zdecydowali się wydać jej kontynuaję, z udziałem męża artystki: “Boks na ptaku, czyli każdy szczyt na swój Czubaszek i Karolak”. 
 
 
 
Jeśli chodzi o “Nienachalną z urody”, to znawcy poprzedniej twórczości Pani Marii mogą mieć swoiste “deja vu”, gdyż wiele anegdot, żartów i prezentowanych poglądów autorki się powtarza. Książka została jednak wydana niedawno, w roku 2016, i znajdują sie w niej ciekawe komentarze na temat naszej współczesnej, polskiej rzeczywistości. 
 
O Marii Czubaszek sporo mówiono jeszcze jakiś czas temu, zwłaszcza w kontekście jej aborcyjnego comming out-u. Słynęła ze zdecydowanych postaw i poglądów. Nie bała się wyznać, że mówi “tak” eutanazji, że jest ateistką lub też że dzieci nie ma bo ich po prostu bardzo nie lubi, co w kraju nad Wisłą jest uznawane za grzech niemalże śmiertelny… Nawet na jej pogrzebie nie obyło się bez oburzenia niektórych, bowiem żałobnicy złożyli na grobie… parówki, którymi Czubaszek żywiła się przez całe życie, do bólu szczerze przyznając, że nic innego ugotować nie umie…
 
I tak czytając Marię Czubaszek, uśmiechnęłam się nieraz, nie tyle z jej żartów, które przecież mniej więcej znałam, ale bardziej sama do siebie. I nie dlatego, że w wielu sprawach z Panią Marią się zgadzam. Dlatego, że przyjemnie jest przebywać, choć tylko wirtualnie i na kartach książki, z osobą, która ma taki dystans do samej siebie i umie się z siebie śmiać. Gdyby wszyscy ludzie umieli spojrzeć na własne “ja” tak, jak robiła to Maria Czubaszek, którą nawet jej “nienachalna uroda” śmieszyła, i umiała z humorem patrzeć na swoją starość i nałogi: “Stara, ale jara. 3 paczki dziennie”, świat bez wątpnienia stałby się piękniejszy..
 
Ci z Was, którzy śledzą Molę Książkową, wiedzą że bardzo cenię Joannę Chmielewską. Za to co pisała, i za to jaką osobą była. A oberwując i Czubaszek i Chmielewską, widzę to samo: doświadczone kobiety z wyjątkowym poczuciem humoru i niesamowitym dystansem do siebie i świata. Obie twierdzące, że choć same są kobietami, to łatwiej dogadują się z mężczyznami. Obydwie przyznają, że dbanie o gospodarstwo domowe, to nie jest ich hobby. Obie uwielbiają zwierzęta (Czubaszek – psy, Chmielewska – koty). Obie mają ambiwalenty stosunek do małżeństwa i zdrowy rozsądek jeśli chodzi o związki (damsko – męskie czy też międzyludzkie 
w ogóle…)
 
Obie niestety już nie żyją…
 
 
 
Kiedy z Marii Czubaszek feministki chciały zrobić swoją ikonę, artystka skomentowała to w ten sposób, że nie ma nic przeciwko feministkom, ale po prostu, nie rozumie do końca o co właściwie w tym feminizmie chodzi…
 
No właśnie… takie kobiety jak Maria Czubaszek i Joanna Chmielewska nie potrzebowały feminizmu, ani żadnych innych “-izmów”, aby być sobą, a ludzi nie dzielić na kobiety i mężczyzn, ale na ludzi z poczuciem humoru, i tych bez…
 
A na zakończenie piosenka, która każdy z nas kiedyś słyszał, ale nie każdy wie, że napisała ją Maria Czubaszek:
 
 
 
 
 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *