Zapach mężczyzny – Agneta Pleijel
Drodzy Czytelnicy, o Agnecie Pleijel wspominałam kiedyś przy okazji jej autobiograficznej powieści “Wróżba. Wspomnienia dziewczynki“. Była to retrospekcja do dzieciństwa i wczesnej młodości Pleijel, zakończona bardzo silnym akcentem, kiedy to bohaterka książki (a więc i autorka jednocześnie) dorasta i staje się świadomą siebie kobietą.
Agneta Pleijel kontynuowała wątek swojej bohaterki, czyli ciągnęła opowieść o swoich wspomnieniach w kolejnej części, zatytułowanej “Zapach mężczyzny”.
Jeśli przypominacie sobie narrację we “Wróżbie” Drodzy Czytelnicy, to wiecie, że autorka zamiennie używała osoby trzeciej i pierwszej, tak jakby przyglądała się postaci, momentami się nią sama stając. W “Zapachu mężczyzny” znacznie więcej jest trzeciej osoby, czyli Pleijel przygląda się sobie z boku, rzadko przechodząc na osobę pierwszą, ale co znamienne, używa jej przy ważnych dla każdej kobiety tematach, między innymi, macierzyństwie.
Co się u głównej bohaterki dzieje? Rozpoczyna studia w Gӧteborgu, kontynuuje toksyczną relację z matką, odwiedza swojego ojca w Etiopii, co całkiem zmienia ich stosunki, w końcu robi doktorat z literatury i pracuje jako krytyk literacki.
Dlaczego “Zapach mężczyzny”? Bowiem w życiu bohaterki/autorki pojawiają się mężczyźni. Jedni na dłużej, inni tylko na jedną noc. I co zostawiają po sobie? Czasem tylko zapach, ale najczęściej niepokój. Tamta dziewczyna, która urosła i stała się kobietą pod koniec “Wróżby” właściwie znika, zostaje tylko jej cień, szukający u mężczyzn spokoju i ukojenia, których w końcu i tak nie znajdzie.
Właściwie, “Zapach mężczyzny” jest neurotyczną spowiedzią z uczuć, jakie towarzyszyły autorce na przestrzeni wielu lat. Jest zapisem tego, jak przekonała się, że kobieta – płeć rzekomo słaba- musi się nauczyć niebywałej siły, aby przetrwać w patriarchalnym świecie. Ten czas życia Agnety Pleijel przypadł akurat na lata 60- te, a więc rewolucja obyczajowa się dopiero dokonywala. Chociaż, ośmielę się zaryzykować stwierdzenie, że i w czasach nam współczesnych wiele kobiet boryka się z podobnymi kłopotami np. w zmaskulinizowanych środowiskach.
Gdzieś w internecie natknęłam się na opinię, że “Zapach mężczyzny” to podręcznik dla mężczyzn, jak nie powinno się postępować. Jednak nie winiłabym tu całkiem płci brzydkiej, gdyż problem wydaje się po części tkwić w postawie samych kobiet.
“Zapach mężczyzny” skłonił mnie do zadania sobie pytania: “czemu my, kobiety, przeglądamy sie w oczach mężczyzn jak w lustrze? Dlaczego od ich obecności i aprobaty zależy często nasza autoestyma, to jak siebie same postrzegamy? Z jakiego powodu nie umiemy być same dla siebie i ze sobą szczęśliwe?” Oczywiście nie chodzi o wyeliminowanie mężczyzn ze społeczeństwa, na kształt “Seksmisji”, ale na powiedzeniu sobie: “Jestem. Żyję. Mogę. Z nim lub bez niego, będę tak samo fajna!”.
Abyście nie pomyśleli, Drodzy Czytelnicy, że piszę jakiegoś posta – manifę (jestem daleka od zagorzałego feminizmu, raczej uważam, tak jak napisałam przy okazji recenzji “Ja“, że jesteśmy najpierw osobami, a potem dopiero kobietą lub mężczyzną) – “Zapach mężczyzny” nie był tylko przeglądem facetów Agnety Pleijel.
To także historia odmierzana przeczytanymi książkami, historia opowiadana ich autorami, którzy tak jak mężczyźni ,jedni zostawali z bohaterką na dłużej, podczas gdy z innimi wikłała się tylko w krótkie romanse. To po prostu opowieść o miłości do literatury.
W “Zapachu mężczyzny” zobaczycie też narodziny pisarki przez duże P oraz niespodziewaną przygodę z macierzyństwem! I jak w we “Wróżcie”, ujrzycie również portret szwedzkiego społeczeństwa.
Zatem, Drodzy Czytelnicy, jeśli macie ochotę na podróż do studenckiej Szwecji lat 60-tych, “Zapach mężczyzny” będzie książką idealną, nawet jeśli faceci są z Marsa a kobiety z Wenus…