Fak maj lajf – Marcin Kącki

Ene, due, rike, fake…
 
Pamiętacie, Drodzy Czytelnicy, taką wyliczankę z dziecińtwa? Jakie macie pierwsze skojarzenie? Moje to beztroska… ten stan kiedy człowiek myślał, że wszelkie problemy tego świata są gdzieś, hen, hen daleko.
 
W “Fak maj lajf” nie będzie miło i nie będzie żadnej beztroski. Nic nie będzie bezinteresowne, wszystko można będzie sprzedać a cynizm stanie się normą. A wiecie co najbardziej w tym obrazie jest przerażające? Że autor wcale go nie przerysował! “Faj maj lajf” to portret ludzi z naszego pokolenia, żyjących w dużych miastach. Portret polskiej, wielkomiejskiej społeczności. Tam Polska apirująca do klasy średniej, ogrodzona szlabanami strzeżonych osiedli spotyka Polskę B. Tam “lajki”, tani poklask, władza i pieniądze sa ważniejsze od sumienia, honoru czy nawet zdrowia. Niestety, bardzo trafny to portret, pokazujący naszą polską, duszną rzeczywistość. 
 
 
 
Marcin Kącki, to skądinąd świetny dziennikarz śledczy i reporter. Czytelnicy “Dużego Formatu” znają go na pewno. 
 
 
 
W “Fak maj lajf”, swojej pierwszej powieści, zaserwuje nam taki oto zestaw bohaterów: 
 
– paparazzi, który dla dobrego (czytaj: kompromitującego kogoś) zdjęcia zrobi wszystko, 
– dziewczyna ze wsi, która żyje z zaciągania do łóżka znanych facetów, 
– redaktor naczelny tabloidu, który zszarga na swych łamach każdą świętość, aby numer się dobrze sprzedał, 
– świeżo upieczony dziennikarz,
– były gangster,
– młody narkonan przebywający więcej w świecie wirtualnym niż w realnym,
– homoseksualista próbujący znaleźć swoje miejsce w społeczeństwie,
– wątpliwego talentu aktor serialowy, którego byt uzależniony jest od rankingów rozpoznawalności,
 
oraz: spec od marketingu, który technikę manipulacji i wiedzę, jak cały ten świat działa, ma w jednym palcu…
 
…i poplącze ich losy, mieszając je jak w tyglu. Dostaniemy mieszankę wybuchową, której Kącki jednak ani nie przesłodził, ani nie przesolił, za to idealnie doprawił swoją narracją. Ukazał nam nas samych wszystkie przywary naszej teraźniejszości, i mechanizmy, jakimi rządzą się media, wplątując nas w swoją lepką sieć…
 
“Fak maj lajf” to fabularny debiut Marcina Kąckiego, i to, co można autorowi zarzucić, to trochę nieudane zakończenie powieści. Ot, taka mała wpadka. Moim zdaniem, najtrafniej byłoby, gdyby “Fak maj lajf” zakończyło się pojawieniem Trzeźwego na podwórku, podczas wyliczania przez Norę i Fifiego “Ene, due, rike, fake”…
 
Czy faktycznie takie zakończenie byłoby lepsze, możecie sprawdzić sami, Drodzy Czytelnicy, sięgając po “Fak maj lajf”, tymczasem przypomnijmy sobie jeszcze jedną wyliczankę z dzieciństwa. 

Jak to szło? Triumf, trumf, misia, bela…




 
 
 
 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *