Cyberiada – Stanisław Lem
Mój pierwszy kontakt ze zbiorem opowiadań „Cyberiada” i z twórczością Stanisława Lema w ogóle, jednego z genialniejszych ludzi, wizjonera, którzy całkowicie wyprzedzał swoją epokę, był dość niecodzienny, bo zaczął się na zajęciach z… teorii badań naukowych.
Co ma literatura do badań naukowych? Otóż prowadzący zajęcia, twierdząc, że „Cyberiada” dla nas, przyszłych biologów, powinna stać się lekturą obowiązkową, zacytował niniejszy fragment:
„Konstruktor Trurl sporządził raz maszynę, która umiała robić wszystko na literę n. Kiedy była gotowa, na próbę kazał jej zrobić nici, potem nanizać je na naparstki, które też zrobiła, następnie wrzucić wszystkie do sporządzonej nory, otoczonej natryskami, nastawniami i naparami. Wykonała polecenie co do joty, ale ponieważ nie był jeszcze pewny jej działania, kolejno musiała zrobić nimby, nausznice, neutrony, nurty, nosy, nimfy i natrium. Tego ostatniego nie umiała, i Trurl, bardzo zmartwiony, kazał się jej tłumaczyć. - Nie wiem, co to jest - wyjaśniła. - Nie słyszałam o czymś takim. - Jak to? Ależ to sód. Taki metal, pierwiastek... - Jeżeli nazywa się sód, jest na s, a ja umiem robić tylko na n. - Ale po łacinie nazywa się natrium. - Mój kochany - rzekła maszyna - gdybym mogła robić wszystko na n we wszelkich możliwych językach, byłabym Maszyną Która Może Wszystko Na Cały Alfabet, bo dowolna rzecz, w jakimś tam obcym języku na pewno nazywa się na n. Nie ma tak dobrze. Nie mogę robić więcej, niż to wymyśliłeś. Sodu nie będzie. - Dobrze - zgodził się Trurl i kazał jej zrobić niebo. Zrobiła zaraz jedno, niewielkie, ale zupełnie niebieskie. Zaprosił wtedy do siebie konstruktora Klapaucjusza, przedstawił go maszynie i tak długo wychwalał jej nadzwyczajne zdolności, aż ów rozgniewał się skrycie i poprosił, aby i jemu wolno było co jej rozkazać. - Proszę bardzo - rzekł Trurl - ale to musi być na n. - Na n? - rzekł Klapaucjusz. - Dobrze. Niech zrobi naukę. Maszyna zawarczała i po chwili plac przed domostwem Trurla wypełnił się tłumem naukowców. Wodzili się za łby, pisali w grubych księgach, nni porywali te księgi i darli je na strzępy, w dali widać było płonące stosy, na których skwierczeli męczennicy nauki, tu i ówdzie coś hukało, powstawały jakieś dziwne dymy w kształcie grzybów, cały tłum gadał równocześnie, tak że słowa nie można byłe zrozumieć, od czasu do czasu układając memoriały, apele i inne dokumenty, w odosobnieniu zaś, pod nogami wrzeszczących, siedziało kilku samotnych starców i bez przerwy maczkiem pisało na kawałkach podartego papieru. - No co, może złe?! - zawołał z dumą Trurl. - Wykapana nauka, sam przyznasz! Ale Klapaucjusz nie był zadowolony. - Co, ten tłum to ma być nauka? Nauka to coś całkiem innego!
Myślę, że powyższy cytat sam w sobie jest rekomendacją, i zapowiada, że w czasie lektury “Cyberiady” nikt się nudzić nie będzie.
W “Cyberiadzie” przygód dwóch konstruktorów, Trurla i Klapaucjusza, ciągle rywalizujących ze sobą, znajdziecie całe mnóstwo. I stanowią prawdziwą intelektualną ucztę nie tylko dla fizyków kwantowych lub przyszłych biologów.
Czy dowiedziałam się z “Cyberiady”, czym jest nauka? Nie. Ale Stanisław Lem pokazal mi w „Cyberiadzie”, ze swoim specyficznym poczuciem humoru, że ludzkość i cała nasza cywilizacja z której tak dumni jesteśmy, jest tylko malutkim punkcikiem na mapie Wszechświata… I dlatego było warto „Cyberiadę” przeczytać !