Bokserka – Grażyna Plebanek
Jestem wierną czytelniczką felietonów Grażyny Plebanek, które ukazują się co tydzień w tygodniku “Polityka”.
Wiedziałam wprawdzie, że Pani Grażyna jest nie tylko publicystką, ale także autorką książek, jednak do tej pory, nie miałam okazji zapoznać się z tą dziedziną jej twórczości. Zatem, kiedy w ręce wpadła mi najnowsza pozycja autorstwa Grażyny Plebanek, nie omieszkałam jej przeczytać, aby móc w jakikolwiek sposób o jej pisarstwie się wypowiedzieć.
Po lekturze, już z wyrobioną opinią na temat książki, którą zaraz Wam przedstawię, zrobiłam mały research, i dowiedziałam się, że jest to najsłabsza książka Grażyny Plebanek – wbrew pozytywnym recenzjom, internauci nie zostawili na niej suchej nitki. W tej kwestii, akurat, wypowiadać się mi nie wypada, mogę jedynie przedstawić moje, jakże subiektywne, wrażenie z lektury.
“Bokserka” przedstawia perypetie Lu vel Emilii – 30 – letniej, wyzwolonej i, zdawałoby się, świadomej siebie kobiety. Życie uczuciowe i erotyczne Lu jest burzliwe i pełne trudnych, aczkolwiek raczej banalnych, w dzisiejszych czasach, ścieżek: jest stały związek, jest romans z żonatym mężczyzną, jest miłosny trójkąt…A w tym wszystkim mamy miotającą się, główną bohaterkę. Takich opowieści znajdziemy na pęczki, zatem sama historia miłosnych podbojów 30 – letniej singielki nie jest niczym nowym, i pod tym względem, faktycznie, książka jest, po prostu, wtórna.
Niemniej jednak, całkowicie bezwartościową bym jej nie nazwała. Rzecz dzieje się głównie w Brukseli, w środowisku międzynarodowym. Tło powieści jest zatem portretem wielokulturowego społeczeństwa. Jest próbą jego opisu, próba zmierzenia się z problemami, jakie wielokulturowość (która wzięła się, i tego Plebanek nie próbuje ukrywać, z europejskiego kolonializmu) ze sobą niesie. Jeśli popatrzymy na aktualną sytuację w Europie, “Bokserka” okaże się książką bardzo aktualną.
Kolejny plus dla Grażyny Plebanek to bardzo trafny opis środowiska polonijnego (Lu pracuje w polskiej ambasadzie, a więc w samym epicentrum Polonii). Opis to prześmiewczy i na pewno, w celach literackich, przerysowany, ale w dużej mierze prawdziwy i bardzo trafny. Dodatkowo, duży plus dla autorki na zwrócenie uwagi na kolonialną historię Belgii. Historię wstydliwą i często dlatego przemilczaną…
W końcu, skąd tytuł “Bokserka”?
Otóż Lu trenuje boks i sala treningowa staje się dla niej salą terapeutyczną. Jednak, wydaje mi się, nie o dobrym wpływie sportu na zdrowie, psychiczne również, miała zamiar napisać Grażyna Plebanek. Autorce chodziło o przekraczanie samego siebie i swoich limitów. O powiedzenie samemu sobie “mogę to zrobić”. O znoszeniu niewidzialnych i często wyimaginowanych przeszkód. Niekoniecznie w boksie. Również w życiu. Ale o tym Lu przekona się po wylaniu wielu litrów potu na ringu… Czy warto się, więc, pocić, aby “Bokserkę” przeczytać?
Jeśli dysponujecie wolnym weekendem, i akurat macie ochotę na dość ciekawe, ale jednak czytadło, to śmiało. A mi pozostaje tylko nadrobić braki, i dopisać do mojej “To Read List” inne dzieła Pani Grażyny.