Wspomnienia – Albert Speer
O tym, że Albert Speer – osobisty architekt Adolfa Hitlera, a potem jego minister do spraw uzbrojenia spisał swoje wspomnienia, dowiedziałam się zwiedzając podziemne miasto Osówkę – część podziemnego kompleksu stworzonego przez Hitlerowców w masywie Gór Sowich tzw. “Riese”.
Wzmianka o jego wspomnieniach pojawiła się w kontekście wątpliwości co do przeznaczenia Riese. Czy miał być to schron przypominający podziemne miasto czy też podziemna fabryka gdzie chciano produkować bombę atomową – do dziś istnieją na ten temat spory i całkiem niesamowite teorie. Jak było naprawdę, tego się już pewnie nie dowiemy. “Olbrzym” bo tak po polsku nazywa się kompleks “Riese”, interesował mnie głównie z powodu bliskich powiązań z jednym z najcięższych hitlerowskich obozów koncentracyjnych – Gross – Rossen w Rogoźnicy. Dlatego, kiedy pani przewodnik z Osówki, opowiadając się raczej za opcją podziemnej siedziby dla wodza III Rzeszy i jego świty, odwołała się właśnie do “Wspomnień” Speera, postanowiłam książkę architekta Hitlera zdobyć i przeczytać.
Łatwe zadanie to nie było, bo z tego co wiem, “Wspomnienia” nie są aktualnie wznawiane. Zatem wielkie było moje zdziwienie i a jeszcze większa radość, kiedy zupełnie niespodziewanie “odkopałam” tę książkę gdzieś na dnie szafy u siebie w domu.
Na wzmiankę o “Olbrzymie” musiałam czekać bardzo długo, w dodatku Albert Speer wspomniał o tej przedziwnej i tajemniczej budowli bardzo zdawkowo. Nie mogę jednak powiedzieć, że “Wspomnień” czytać się nie opłacało. Była to swego rodzaju niesamowita podróż. W świat stworzony przez jednego człowieka, w którym wszyscy inni byli mu podporządkowani… Zobaczyć mechanizm totalitarnego systemu “od kuchni”, we wspomnieniach jednego z najbliższych wpółpracowników Hitlera – takiej okazji się, Drodzy Czytelnicy, nie przepuszcza!
Pierwsza część “Wspomnień” dotyczyła okresu przedwojennego, kiedy Albert Speer był architektem, a nie politykiem. Rozpisuje się na ten temat szeroko, i przyznam się Wam, Drodzy Czytelnicy, że niekoniecznie za architektonicznymi analizami Speera nadążałam. Był jednak moment, który wywołał uśmiech na mojej twarzy, a mianowicie, przy opisie monumentalnych ruin Światyni Jowisza w Baalbeck w Libanie, które miałam akurat okazję zwiedzać tego samego dnia.
W drugiej zaś części “Wspomnień” autor przywołuje swoje przeżycia jako Ministra Rzeszy do spraw Uzbrojenia i Amunicji.
Dla kogoś, kto nie bardzo się zna na architektonicznych stylach, pierwsza część będzie raczej świadectwem, jak wygądało otoczenie Hitlera, jak on sam się zachowywał i jakim człowiekiem był w pierwszych latach swego panowania. Chociaż, na to ostatnie pytanie trudno dać opowiedź nawet samemu Speerowi, ponieważ z jego “Wspomnień” wyłania się obraz Führera jako osoby wyobcowanej, zamkniętej w sobie, o chimerycznej osobowości.
W drugiej części ten nieustabilizowany emocjonalnie człowiek, wydający często sprzeczne ze sobą decyzje, wywoła wojnę światową, zaś autora “Wspomnień” mianuje ministrem odpowiedzialym za zbrojenia i szefem Organizacji Todta.
To działaniom Alberta Speera i jego dobrej organizaji przypisuje się sukces zbrojeniowy III Rzeszy w okresie II Wojny Światowej. I faktycznie, sam Speer wyjaśnia bardzo szczegółowo, jak zarządzał pracą swojego ministrestwa, dając się poznać jako dobry planista i “człowiek spoza układu”, który skutecznie wykonuje swoje zadania…
Generalnie, ze “Wspomnieniami” Speera jest pewnien problem. Spisane zostały w więzieniu, już po procesie norymberskim, w którym uznano Speera, jak i innych bliskich współpracowników Hitlera, za wojennego zbrodniarza. Zatem w swoich memuarach Speer na pewno próbuje się uprawiedliwiać i swoją osobę wybielać. Za przykład może posłużyć jego argument już dawno przez historyków obalony, że nic nie wiedział o masowych morderstwach, komorach gazowych i systemie obozów koncentracyjnych. Usprawiedliwiać Alberta Speera nie ma co, jedynie wspomnieć można, że jako jedyny na ławie oskarżonych przyznał się do winy i wyraził swój żal.
Jednak nie to jest we “Wspomnieniach” Alberta Speera najciekawsze, a opis stosunków na “dworze” Hitlera i charakterystyka ludzi z otoczenia Führera. Niesamowitym wydaje się fakt, że Hitler jako osoba nie był ani za bardzo sympatyczny (chociaż kiedy chciał czarujący być potrafił) ani też za bardzo elokwentny, jednak ludzie go otaczający pozostawali pod jego niezaprzeczalnym wpływem… Sam Speer przyznaje, że uległ tajemniczemu urokowi Wodza, co jeszcze w przedwojennych czasach było nawet zrozumiałe (budując dla Hitlera Speer nadał rozpędu swojej karierze architekta), natomiast przypominało jazdę po równi pochyłej w czasach wojennych.
Cóż, Speer dostarcza w swoich “Wspomnieniach” wiedzy o Hitlerze, człowieku, któremu udało się zburzył porządek na naszym kontynencie na długie 5 lat. Poniósł w końcu klęskę, jesli wierzyć Speerowi, przez własną ignorancję i pychę. Dlaczego jednak w ogóle do władzy doszedł? Dlaczego naród, który wydał na świat takie umysły i talenty jak: Goethe, Mann, Kant czy Leibnitz, nagle z własnej woli i w demokratycznych wyborach wybrał na swego przewodcę takiego człowieka? Dlaczego uwierzył w nacjonalizm, faszyszm i źle pojęty patriotyzm? Może za odpowiedź i za przestrogę posłuży niniejszy fragment, opisujący najbliższe grono Adolfa Hitlera:
“Żadna z osób biorących udział w tych rozmowach nie podróżowała po świecie. Zbierało się tam grono ludzi, którzy w większości nie wychylali nosa poza Niemcy; jeśli ktoś wyjeżdżał dla rozrywki do Włoch, omawiano to przy stole Hitlera jako wydarzenie i uznawano daną osobę za zorientowana w sprawach zagranicy. Również Hitler nie widział nic ze świata i nie znał ani nie rozumiał jego problemów. W dodatku politycy partyjni z jego otoczenia nie mieli na ogół wyższego wykształcenia. Spośród piećdziesięciu reichsleiterów i gauleiterów, tworzących kierowniczą elitę Rzeszy, tylko dziesięciu miało wykształcenie uniwersyteckie, kilku przerwało studia, a większość nie wyszła poza szkołę średnią. Prawie żaden z nich nie wyróżnił się w jakiejś dziedzinie godnym uwagi osiągnięciem i niemal wszyscy wykazywali zadziwiająco małe zainteresowania intelektualne. Ich wiedza w żadnym wypadku nie odpowiadała tej, której należałoby oczekiwać od kierowniczej elity narodu (…)”
Drodzy Czytelnicy: czy czegoś to Wam nie przypomina? Bo mnie właśnie, przyznam się, dreszcz przeszedł po plecach…