Widnokrąg – Wiesław Myśliwski
Drodzy Czytelnicy, co to właściwie jest widnokrąg ? Każdy z nas wie – ot linia pozornego zetknięcia nieba z powierzchnią Ziemi. A gdy głębiej się nad tym zastanowić, zwłaszcza nad znaczeniem w tej definicji słowa “pozorny”, to rzecz się staje niezmiernie ciekawa. Okazuje się, że widnokrąg jest w zasadzie wyznaczany przez samego obserwatora. To on nas zależy gdzie i pod jakim kątem spojrzymy w dal. Przesuniemy się, widnokrąg także, ciągle pozornie ale jednak, zmieni swoje położenie.
Czyżbyś chciała nam zrobić wykład z fizyki? – zapytacie. Oczywiście, że nie. Chcę Wam opowiedzieć dziś o bardzo ważnej pozycji polskiej literatury, autorstwa jednego z ważniejszych, wg mnie, polskich pisarzy. Przed Wami, Drodzy Czytelnicy, “Widnokrąg” Wiesława Myśliwskiego.
Proza Myśliwskiego jest, sama w sobie, ewenementem, bytem jedynym w swoim rodzaju. Już wspominałam na Moli Książkowej nieraz, że Wiesław Myśliwski razem z Olgą Tokarczuk, to czołówka polskiej literatury. To czarodzieje, u których pod piórem dzieje się magia. Pisząc rzucają na nas, czytelników, zaklęcia złożone z metafor i słów, wytworów wyobraźni i opisu rzeczywistości. Zupełnie jakby każde przerzucenie strony była jak machnięcie wahadełkiem przed oczyma czytelnika..
I tak się też stało, kiedy otworzyłam “Widnokrąg”. Nie wiem kiedy Wiesław Myśliwski zahipnotyzował mnie i znalazłam się w życiu Piotra. Widziałam jego dzieciństwo, rodzinę, czas dorastania. Poznałam jego matkę. Byłam z nim w mieście i na wsi, w powojennych trudnych czasach. Razem z nim poznałam Annę, byłam świadkiem kiedy Piotrowi umierał ojciec, i kiedy on sam został ojcem. Znałam jego myśli, mimo, że ani razu na kartach książki nie padło nazwisko mojego nowego znajomego, ani nazwa miejscowości, w której mieszkał (chociaż krótkie śledztwo pozwoliło mi się domyślić, że był to powojenny Sandomierz). Byłam świadkiem, kiedy Piotr się po raz pierwszy upił i kiedy po raz pierwszy dotknął piersi kobiety. Kiedy uczestniczył w pochodach pierwszomajowych w czerwonym krawacie i kiedy go zrywał. A wszystko to działo się powoli, bez pośpiechu, bez zachowania chronologii, jakby czas nagle stał się kroplami deszczu, które powoli kapiąc tworzą kałużę.
“Widnokrąg” to nie tylko główny bohater, Piotr, w którym, jestem o tym przekonana, tkwi cząstka samego autora. Cała plejada postaci, dobrze wykreowanych, takich “z przytupem” dopełniła obrazu. Podobnie, jak opis powojennych, trudnych czasów, w których każdy leczył jakąś traumę. Po wojnie, chorobie, śmierci bliskiej osoby. Niesamowity obraz. Tak, właśnie obraz! Nie chronologicznie opowiedziana fikcja, ale właśnie obraz lub gobelin powoli i z uporem tkany przez pisarza, z którego, koniec końców, wynurza się całość dzieła.
Drodzy Czytelnicy, to trzeba po prostu przeczytać. A skąd tytuł? Dlaczego “Widnokrąg” właśnie ? Otóż, moim zdaniem wynika to z definicji, którą Wam na początku przytoczyłam. Pozorna linia, zmieniająca się i zależna od obserwatora. Czyż każdy z nas nie ma swojego widnokręgu? Zaczyna się w dzieciństwie, a potem zaczynamy iść przez życie, i nasz widnokrąg się przesuwa. I choć to, gdzie ostatecznie nasz widnokrąg się znajdzie, jest wypadkową wszystkich przeżyć, doświadczeń i spotkań z innymi ludźmi, zdarzeń dobrych ale też i złych, to nigdy, przenigdy nie uda nam się spojrzeć dalej, niż ta pozorna linia, gdzie niebo styka się z Ziemią.
W tym sensie, “Widnokrąg” to opowieść o tym, że każdy z nas kreśli własną historię, powoli, rok po roku tka swój gobelin, będąc jednak przez swój widnokrąg ograniczonym. Bo gdziekolwiek się przemieści, widnokrąg przemieści się wraz z nim…
Zapraszam Was do lektury, a jeśli kogoś nie jeszcze nie przekonałam, niech wie, że “Widnokrąg” był zwycięzcą Nagrody Nike w 1997 roku. Musi być więc literaturą “z wyższej półki”. Polecam!