Na południe od Brazos – Larry McMurtry

Drodzy Czytelnicy, jakiś czas temu obchodziłam okrągłe urodziny. Oczywiście, nie zdradzę które, bo po pierwsze: kobiet się o wiek nie pyta, a po drugie: wiek to stan umysłu, i ja ciągle muszę sobie sama przypominać, że już dawno nie mam dwójki z przodu 🙂

Co to ma wspólnego z literaturą? Otóż, na ten mój okrągły jubileusz dostałam plakat – zdrapkę “100 KSIĄŻEK, które warto przeczytać”. Nie wiem, kto dokonał wyboru tej setki, która akurat znalazła się na moim plakacie – jest wiele internetowych sklepów, które oferują tego typu zdrapki, nie tylko o książkach, ale też filmach, czy o tematyce podróżniczej – zatem, plakat plakatowi nierówny. Każdy producent wymyśla swój kanon – i ten który akurat trafił w moje ręce – niewiele się pokrył z takim, jakim ja sama bym stworzyła. Znalazły się tam “oczywiste oczywistości”, a jakże, ale również pozycje, owszem, dobre, ale nie aż tak, aby znaleźć się na liście 100 najlepszych książek.

Jednak po krótkim namyśle i szybkim zażegnaniu uczucia rozczarowania, pomyślałam, że może właśnie dobrze, że plakat zawiera tak dużo tytułów, których bym sama nie wybrała… Toż to kolejna okazja to odkrycia nowych, fascynujących powieści. Przecież, jak to mówią współcześni trenerzy personalni – rozwój zaczyna się w momencie wyjścia ze strefy komfortu! I tak rozpoczęła się moja kolejna przygoda czytelnicza. Tym razem, przeniosłam się na tzw. Dziki Zachód, do świata kowbojów… Udałam się “Na Południe od Brazos”.

Western! każdy sobie skojarzy. Właściwie nie do końca. A przynajmniej nie w zamyśle autora… O co chodzi? – zapytacie. Wyjaśnijmy po kolei.

O “Na południe od Brazos” mówi się, że jej autor Larry McMurtry napisał ją aby … ponabijać się z westernu jako gatunku. Miała to być kiczowata powiastka o kowbojach, zawierająca w sobie wszystkie elementu dla westernu charakterystyczne: spędy bydła, saloony, burdele, panny lekkich obyczajów, szeryfów i, rzecz jasna, kowbojów, którzy w pocie czoła i pyle zaganiają krowy, aby potem opić się whisky przy barze i wpaść w ramiona płci pięknej. I w sumie nie wiadomo, co takiego się zadziało, ja stawiam po prostu na talent McMurtry’ego, że “Na południe od Brazos” zostało uznane za dzieło wyjątkowe. Sam fakt, że nagrodzono te powieść nagrodą Pulitzera o tym świadczy – o sztampie i mdłej opowiastce nie może być tu mowy… Owszem, wszystkie elementy westernu, tak jak w zamyśle autora, tu występują. Jednak ta napisana z rozmachem powieść mieści w sobie tak wiele treści, że stała się ważnym punktem na literackiej mapie. Najlepszym dowodem, że to powieść uniwersalna jest zaś to, że uwiodła nie tylko czytelników westernów, ale szeroką publikę.

w “Na południe od Brazos” akcja przypomina bieg rzeki, której czasem woda w niej płynie wolno rozlewając się szeroko, aby potem wartko przepłynąć przez bystrza. Rozpoczynając lekturę “Na południe od Brazos” czytelnik może mieć wrażenie, że akcja książki toczy się wolno. Towarzyszy jednak temu nieodparte wrażenie, że zaraz, już za moment, wydarzy się coś, co bieg zdarzeń zdecydowanie przyspieszy. Jak już o akcji mówimy, parę słów o fabule. Małe senne miasteczko Lonesome Dove w Teksasie, niedaleko granicy z Meksykiem. Dwóch weteranów walk z Indianami o to pogranicze, poważny Call i mający ułańską fantazję Gus, choć najmłodsze lata mają już za sobą, to nadal są w dobrej formie. Zajmują się wspólnym przedsięwzięciem, hodowlą i sprzedażą bydła. Call to człowiek – pracoholik, nie dbający o uciechy i stroniący od towarzystwa. Jego wspólnik Gus to domorosły filozof, nie wylewa za kołnierz, a i czasem złoży wizytę Lorenie – prostytutce z pobliskiego saloonu. I choć tych dwóch nie dogaduje się najlepiej, łączy ich to co przeszli razem ileś lat wstecz, walcząc z Indianami. Pewnego dnia, w Lonesome Dove zjawia się ich stary znajomy – Jake Spoon, niegdyś również członek oddziału walk o pogranicze. Mimo, że sam Jake twierdzi, że do Lonesome Dove przywiódł go wyłącznie sentyment, szybko okazuje się, że jest ścigany przez prawo za zastrzelenie człowieka w Forth Smith. Udaje mu się namówić Calla na wyruszenie w długą drogę – na spęd bydła aż do dalekiej Montany. Co przyniesie ta podróż? Czy wszystkim będzie dane ją ukończyć? Jednocześnie z Forth Smith wyrusza July Jonhson – młody szeryf, którego zadaniem jest znalezienie Jake’a i doprowadzenie do przed sąd. Czy odnajdzie poszukiwanego? A może jego los splecie się z losem innych bohaterów powieści ? Odpowiedź znajdziecie w przestrzeni tysiąca stron opasłego tomiska “Na południe od Brazos”.

Powieść McMurtry’ego ukazała się w 1985 roku, i jak już wspomniałam, szybko znalazła uznanie wśród krytyków. W Polsce wydano ja po raz pierwszy w 1991 roku, a polski przekład autorstwa Michała Kłobukowskiego również doczekał się nagrody! Został uznany za najlepszy przekład roku 1991 i nagrodzony Nagrodą Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich. I choć w mojej opinii pewne słowa w tym przekładzie trącą myszką, to faktycznie, jest to przekład bardzo udany, a piękny, romantyczny wręcz tytuł polskiego wydania zawdzięczany właśnie tłumaczowi powieści. Michał Kłobukowski zmienił tytuł z oryginalnego “Lonesome Dove” na “Na południe od Brazos” mając na względzie odbiór czytelniczy w Polsce. W 1991 roku język angielski nie był jeszcze tak popularny w naszym kraju (dziś praktycznie wszyscy się nim posługujemy) i zmiana miała na celu, przede wszystkim, ułatwienie czytelnikowi odbioru tego tytułu i jego odniesienia do powieści. Muszę przyznać, że “Na południe od Brazos” był świetnym pomysłem.

Zanim przejdę do stałego punktu moich artykułów, czyli napisania Wam o czym naprawdę jest ta książka, jeszcze kilka informacji “wydawniczo – ekranizacyjnych”. Większość z Was pewnie wie, że “Na południe od Brazos” doczekało się wspaniałej ekranizacji w postaci niesamowitego serialu, w którym zagrały takie gwiazdy jak jak np. Tomy Lee Jones. Tutaj też spadł deszcz nagród – dwa Złote Globy i 7 Nagród Emmy!

Dla tych, co wolą jednak książki – w 2017 roku wznowiono “Na południe od Brazos” wydając piękny tom, z fotosami z serialu i bardzo ciekawym posłowiem Michała Stanka, który wyjaśni Wam – o wiele lepiej ode mnie – dlaczego powieść ta jest arcydziełem, jak przebiegała literacka kariera Larry’ego McMurtry’ego, jak narodził się mit westernu oraz, że niektóre sceny opisane w “Na południe od Brazos” zdarzyły się naprawdę! A dla tych, którzy nie będą mieli dość Dzikiego Zachodu, wydawnictwo Vesper przygotowało kolejny tom, z cyklu “Lonesome Dove”, pod tytułem “Ulice Laredo”.

Cykl ten liczy właściwie aż cztery powieści, niestety dwie kolejne “Dead Man walk” i “Comanche moon” nie doczekały się jeszcze wersji polskiej.

Przejdźmy zatem do meritum, czyli o czym właściwie jest “Na południe od Brazos”.

Cóż, jeśli ktoś będzie chciał tę powieść odczytać jako przygodową książkę o kowbojach, na pewno będzie to wciągająca książka. Można też uznać ją za powieść drogi, wszak głównym wątkiem jest tu podróż z Teksasu do Montany. A powieści drogi są zawsze, przynajmniej dla mnie, pewną alegorią. Symbolem linearności życia człowieka i tej odwiecznej prawdy, że często nie cel sam w sobie, ale to co pomiędzy, to co w drodze, wypełnia nas i kształtuje.

Poza tym, “Na południe od Brazos” to opowieści o tym, jak ludzkie losy potrafią się poplątać, i jak bardzo o naszym życiu decydują przypadkowe zdarzenia. To także powieść o rozliczeniu z przeszłością, o umiejętności wybaczania. Innym, ale przede wszystkim samemu sobie. Wreszcie, “Na południe od Brazos” to powieść o sile charakteru i o tym, jak ważny jest dystans do życia, nawet w obliczu spraw tak ostatecznych, jak śmierć. I na koniec, to historia o przyjaźni.

Drodzy Czytelnicy, może dla Was będzie to powieść o jeszcze czymś innym? Zachęcam, wybierzcie się “Na południe od Brazos”.