O książkach i nie tylko… czyli marzyć jak Amundsen
-Pamiętasz jak opowiadałam Ci o tej książce, która mnie tak zachwyciła? Tej o Wielkiej Ekspedycji Kamczackiej? – zapytałam M. zagryzając herbatnikiem i popijając kawą.
-Mówisz o “Wyspie niebieskich lisów“? O Vitusie Beringu i jego wyprawie ? Leży u mnie na “kupce wstydu” – śmiejąc się powiedziała M.
-Tak, właśnie o tej książce mówię. A wiesz, że jej autor, Stephen Bown, napisał książkę o innym polarniku? O Roaldzie Amundsenie, tym, który zdobył jako pierwszy biegun południowy i wrócił szczęśliwie z Przejścia Północno-Zachodniego! Nosi tytuł “Amundsen. Ostatni wiking”. Kilka dni temu skończyłam ją czytać i jestem pod wrażeniem, naprawdę!
-Pod wrażeniem, pod wrażeniem – przedrzeźniając mnie powiedziała M. – weź powiedz coś więcej !
-Słuchaj, szczegóły z biografii Amundsena, to sobie sama doczytasz, jak już się uporasz z zalegającym na twoim nocnym stoliku “stosikiem”. Ogólnie pewnie kojarzysz kim był – pochodził z Norwegii, był uczestnikiem kilku ekspedycji zanim wyruszył w swoją własną, zakończoną ogromnym sukcesem – zdobyciem bieguna południowego. Potem, mając już sławę wielkiego odkrywcy w kieszeni, poświęcił się innym projektom, bardziej związanym z, można by rzec, lotnictwem polarnym. Jako pierwszy przeleciał sterowcem nad biegunem północnym ! Niesamowity wyczyn!
Ale wiesz co? Mnie najbardziej zafascynowało w opowieści o Amundsenie coś innego. Otóż, to że on zawsze, od wczesnej młodości wiedział, że będzie odkrywcą polarnym. Praktycznie od zawsze się do tego przygotowywał. I musiał naprawdę bardzo dużo wysiłku włożyć w to, aby polarnikiem zostać. Najpierw brał udział w ekspedycjach organizowanych przez innych, aby zdobyć doświadczenie. Potem, potrafił poruszyć góry, aby sfinansować swoje podróże. Zawsze parł do przodu, systematycznie, krok po kroku. Wszystko po to, aby spełniać swoje marzenia! Niewielu jest ludzi, którzy marzenia umieją przekuć na rzeczywistość. Ach, chciałabym umieć tak marzyć, jak Amundsen!
-Gdzieś, kiedyś czytałam, że nie był zbyt przyjemnym człowiekiem. Podobno był niemiły i opryskliwy – przypomniała sobie M.
-Bown opisuje Amundsena trochę łaskawiej. To znaczy, przyznaje, że był szorstki i mógł się wydawać niemiły. Ale za to, był ogromnie lojalny wobec swoich towarzyszy. Świadczy o tym fakt, że zginął w ekspedycji ratunkowej wysłanej po współuczestnika jednej z poprzednich jego wypraw, i chociaż był z tym człowiekiem w konflikcie, ani chwili się nie zawahał, aby go ratować.
Poza tym, urzekła mnie jego pokora. Będąc na biegunie południowym, podobno wchodził w stosunki z lokalną ludnością, i uczył się od niech sztuki życia w tamtym klimacie. Szycia futer, budowy igloo, hodowli psów. Mówi się, że ta wiedza pozwoliła przetrwać, a wręcz uratowała ekspedycję Amundsena, której po piętach deptała, notabene, ekspedycja brytyjska Scotta. Scott z bieguna nie wrócił. Podobno dlatego, że imperialistyczna pycha nie pozwoliła mu na czerpanie wiedzy od prostych, lokalnych ludów. Amundsen wydawał się zdawać sobie sprawę z tego, że zachodnia cywilizacja, zachodnią cywilizacją, ale surowa polarna przyroda wiele sobie z niej nie robi… Podobno właśnie taki był, nie zważał na konwenanse, nie brał pod uwagę, co kto sobie o nim pomyśli. Stąd zapewne etykieta gbura…
-Lubię takich – stwierdziła M. mrużąc oczy – “Amundsen. Ostatni Wiking”, mówisz? Muszę to przeczytać!