Lubiewo- bez cenzury – Michał Witkowski

Ostatnimi czasy dużo się pisze o Michale Witkowskim. Z powodu skandalu, którego stał się autorem (nie pierwszego zresztą, i przypuszczam, że nie ostatniego). Ale i  w związku z jego najnowszą książką „Fynf und cfancyś”.   

Wszystkie te wzmianki prasowe na temat Witkowskiego vel „Michaśki” sprawiły, że postanowiłam się z Wami podzielić moimi przemyśleniami na temat najbardziej rozpoznawalnej książki autora, czyli „Lubiewo – bez cenzury”. 
Początkowo wydana przez wydawnictwo Ha!art pod tytułem „Lubiewo” w 2005 roku. Po siedmiu latach wyszła jako „Lubiewo – bez cenzury” w Świecie Książki. Wydanie „bez cenzury” jest rozszerzone o pewne wątki – sam Witkowski twierdził, że w 2005 roku bał się wydać „Lubiewo” nie cenzurując pewnych kwestii.
Dlaczego miałby się bać? Dlatego, że czytelnik w roku 2005 mógł inaczej myśleć, niż czytelnik 
z roku 2012. Bowiem tematyką książki jest środowisko homoseksualne. Przez 7 lat doszło do pewnych zmian obyczajowych, w sposobie myślenia naszego rodzimego czytelnika także.
I nie tylko rodzimego – wszak „Lubiewo” zostało przetłumaczone na dwadzieścia języków. Zostało też docenione  w literackim świecie –m.in dzięki nominacjom do nagrody NIKE i The Independent Foregin Fiction Prize, i przyznaniu Literackiej NagrodyGdynia.  
„Lubiewo” zostało okrzyknięte książką kultową, nazywane jest również „ciotowskim Dekameronem
 
Czy naprawdę jest się czymś zachwycać?  

Moje powyższe stwierdzenie, że „Lubiewo” opowiada o homoseksualnym środowisku jest  zdecydowanie zbyt lakoniczne. Witkowski wprowadza nas do półświatka gejów w czasach PRL: bardzo mrocznego, wypełnionego szybkim seksem w przydworcowej toalecie, za marny grosz albo działkę narkotyków. Towarzyszą nam smród kloaki, AIDS i choroby weneryczne, ciemne parkowe alejki…

Dla niektórych może być to lektura szokująca. Mnie nie zaszokowała, ale przyznam szczerze, że widząc po raz setny czasownik „obciągać” (bez mała odmieniony w tej książce przez wszystkie przypadki i części naszej ojczystej mowy), zaczęłam się irytować. 
Początek świetny, kreacja głównych bohaterek, Patrycji i Lukrecji – wspaniała. Jednak z każdą przerzuconą kartą można odczuć znużenie, gdyż staje się monotematycznie. Nasuwa mi się tutaj skojarzenie z prozą Charlesa Bukowskiego – mimo dobrej narracji i ciekawych postaci, wszystko kręci się wokół d…py. 
Warto jednak po książkę sięgnąć, choćby dla specyficznego języka, jakim operuje Witkowski.  No i musimy autorowi przyznać, że opublikowanie takiej książki w kraju nad Wisłą, było, bądź co bądź, aktem odwagi.
Jeśli zgorszyć Was łatwo – lepiej nie sięgajcie po „Lubiewo”. Jeśli jednak nie ma dla Was tematów tabu – zabierajcie się do lektury!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *