Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota – Paweł Piotr Reszka
Drodzy Czytelnicy, obchodzimy dziś Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holocaustu. Święto to nie bez kozery ustanowiono 27 stycznia, bo w rocznicę wyzwolenia Obozu Koncentracyjnego i Zagłady Auschwitz-Birkenau. Jest to w zbiorowej wyobraźni obóz – ikona, jednoznacznie kojarzący się z masową zagładą.
Jednak należy pamiętać, że masowe morderstwa w komorach gazowych miały miejsce w innych obozach, i to wcześniej zanim Rudolf Höss, komendant obozu w Oświęcimiu “wpadł na pomysł”, że można użyć środka Cyklon B do jednoczesnego unicestwienia wielu ludzkich istnień… Piszę “wpadł na pomysł”, gdyż kiedy w 1942 roku Hitler nakazał swoim oficerom “ostatecznie rozwiązać kwestię żydowską” czyli pozbyć się z okupowanych ziem ludności pochodzenia żydowskiego, a inne nacje tolerować o ile będą III Rzeszy przydatne, nazistowscy funkcjonariusze nie mieli za bardzo pomysłu na to, jak w stosunkowo krótkim czasie pozbyć się dużych mas ludzkich. Stosowano rozstrzeliwania, owszem, ale nie był to efektywny sposób zabijania. Wiedziano już wtedy, że można zabijać ludzi w komorach gazowych, jednak używano do tego spalin z silników diesel’a lub benzynowych. Takie gazowanie trwało dłużej, niż cyklonem B, i było mniej efektywne, zatem można powiedzieć, że w środowisku SS Rudolf Höss dokonał całkiem ważnego “odkrycia”. To spowodowało właśnie, że Auschwitz stał się głównym ośrodkiem Zagłady i pochłonął ponad milion ofiar… Ciekawych tematu odsyłam do książki Nikolausa Wachmanna “Historia nazistowskich obozów koncentracyjnych”, o której wspominałam tu.
Zapewne zastanawiacie się, Drodzy Czytelnicy, dlaczego Wam to piszę. Owszem, obchody Święta obchodami, ale temat industrializacji uśmiercania ludzi, bo właśnie to robili nazistowscy zbrodniarze, jest bardzo straszny i nie każdy chce o tym czytać…
Drodzy Czytelnicy, pozwoliłam sobie na ten nieprzyjemny wstęp, gdyż związany jest niejako z książką, którą dziś Wam opiszę. Otóż, kiedy Höss dopiero co eksperymentował z Cyklonem B, inny zbrodniarz – Odilo Globocnik w najlepsze gazował ludność pochodzenia żydowskiego z wschodnich rubieży Polski. Zwoził ich do trzech głównych obozów masowej zagłady – Sobiboru, Bełżca i Treblinki. Te trzy obozy zwano “obozami Globocnika”, a Höss wprost współzawodniczył z nim o to, kto zagazuje więcej ofiar… Stąd też taka determinacja Hössa przy eksperymentach z Cyklonem B…
Obozy Globocnika nie wchodziły w system obozów koncentracyjnych. Nie podlegały Głównemu Inspektoratowi Obozów. Tam więźniowie nie pracowali, nie zostawali na dłużej (oprócz załogi złożonej oczywiście z więźniów), często ich przebywanie w obozie sprowadzało się do jednej godziny, czasem trochę więcej, zależnie jak wielu ludzi gazowano tego dnia… Cała infrastruktura tych obozów była przystosowana do jak najsprawniejszego mordowania jak największej liczny osób w jak najkrótszym czasie… Były to, po prostu, fabryki śmierci, a potem grabieży mienia zmarłych ofiar…
I właśnie z mieniem zabitych w tych obozach osób, a głównie w Sobiborze i Bełżcu ma związek reportaż “Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota” Pawła Piotra Reszki.
Bełżec – 450 tysięcy, Treblinka 800 tysięcy, Sobibór – 180 tysięcy ofiar. Głównie ludność żydowska. Często z regionu, z okolicznych wsi, czasem z bardziej odległych miejsc, przywożeni pociągami. W sumie, więcej ludzi niż zabito w Oświęcimiu. Nie wiedzieli, że jadą na śmierć. Mówiono im, że do pracy, że są przesiedlani. Zabierali więc tyle dobytku, ile mogli. Między innymi złoto – od zawsze przecież pewna waluta na niepewne czasy – chowane gdzie się dało, w zakamarkach odzieży, w otworach ciała…
Zwłoki zakopywano w masowych grobach, miejsca nie starczało, próbowano je palić… W 1943 roku, kiedy Auschwitz dopiero co “się rozkręcał” jako obóz zagłady (dotychczas był po prostu obozem koncentracyjnym), obozy Globocnika kończyły swoją działalność. Wykonały swoje zadania, żydowska ludność została w większości zabita, więc trzeba było usunąć ślady tej okropnej zbrodni. Jednak mieszkańcy okolicznych wiosek doskonale wiedzieli, co się tam działo. I świetnie orientowali się, co ofiary mogły przy sobie w chwili śmierci posiadać… Złoto, biżuterię, czasem walutę… Po zakończeniu II Wojny Światowej tereny byłych obozów w Bełżcu i Sobiborze nie zostały niczym ogrodzone, nie zajęły się nimi władze, dopiero po wielu latach postawiono tam pomniki ofiar i ustalono miejsca pamięci lub otwarto muzea. Zaraz po wojnie okoliczna ludność rozkopywała masowe groby w tych miejscach. W poszukiwaniu złota i kosztowności. Robili to i mężczyźni i kobiety. Młodsi i starsi. Robiono to w pojedynkę i jednorazowo, lub też w grupie, dzieląc się łupem. Były nawet szajki, dla których poszukiwanie kosztowności w masowych grobach zagazowanych ofiar stanowiło codzienne zajęcie.
Proceder trwał, nikt się nim nie interesował, władza na to przymykała oko. Czasem zatrzymywano kogoś dla przykładu, czasem zrobiono pokazowy proces, jednak tak naprawdę rozkopywanie pożydowskich grobów nigdy nie ustało. Do dziś można w pobliżu terenów obozowych spotkać tzw. “płuczkę” czyli miejsce do przemywana piasku wykopanego z grobu w celu wypłukania złota…
O tym problemie pisano już przed Pawłem Piotrem Reszką. Książka Jana Tomasza Grossa “Złote żniwa. Rzecz o tym, co się działo na obrzeżach zagłady Żydów” wydana w 2011 roku wywołała wielką burzę medialną i wiele kontrowersji. “Płuczki”, książka uznana przez Magazyn Książki za jedną z 10 najlepszych książek roku 2019, porusza dokładnie ten sam temat. Reszka przeprowadził rozmowy z osobami mieszkającymi wokół poobozowych terenów. Z tego pokolenia, które czasy wojenne lub bezpośrednio powojenne pamięta, oraz ich dziećmi i wnukami.
Zadaje swoim rozmówcom dwa pytania: “dlaczego” i “czy to było złe”. Tych, co potępi rozkopywanie grobów, będziecie mogli, Drodzy Czytelnicy, policzyć na palcach jednej ręki. I to właśnie w “Płuczkach” przeraża, elektryzuje i każe zastanowić się nad kondycją człowieka…
Oczywiście, padają usprawiedliwienia: że to przez wojnę, że śmierć spowszedniała, powojenną biedę… Paweł Piotr Reszka nie ocenia wprost, ale próbuje skłonić rozmówców do zastanowienia się nad tym, a i sam zrozumieć. Ja też nie będę oceniać. Na pewno widzę różnicę, pomiędzy wdową wychowującą samotnie dzieci, która znajduje raz złoto (intencjonalnie czy też przypadkiem), sprzedaje je a potem kupuje krowę dającą byt rodzinie, a grupą młodych mężczyzn, którzy trudnią się rozkopywaniem grobów, dzielą się łupem, są zdolni do rozwalania resztek ciał łopatą, aby znaleźć złoto… I na pewno nie udaje mi się zrozumieć, że mówią o tym “rąbanka”, a o całym procederze “iść na Icki” lub “iść na Żydki”… Najbardziej jest szokujące, że rozmówcy reportera na stwierdzenie “to byli ludzie przecież” odpowiadają “ale nieżywe”… Paweł Reszka zadaje w “Płuczkach” pytanie: jak można trzymać w dłoni nad grobem kawałek metalu z ludzkiej szczęki i nie łączyć go z człowiekiem”? I co gorsza, nie znajduje odpowiedzi…
Tak jak i “Złote żniwa” tak teraz reportaż Pawła Piotra Reszki wywołuje dyskusje i kontrowersje. Dużo osób widzi te dwa reportaże jako “antypolskie”. Owszem, żydowskie groby w Bełżcu, Sobiborze i Treblince rozkopywali Polacy. Jednak zachęcam do spojrzenia na to z bardziej ogólnej perspektywy…
Z “Płuczek” wyłania się z tego okropny obraz człowieka w ogóle. Jesteśmy wstrętnym gatunkiem. Potrafiącym świetnie relatywizować zło i dobro i potrafiącym przystosować się do każdej okoliczności, aby wyciągnąć z tego korzyści. I nie znającym litości, gdy kogoś uznamy na innego i mniej ważnego… Jeśli ktoś wydaje się nam kimś gorszym, to po prostu zapominamy, że należy mu się szacunek… W każdej szerokości geograficznej i w każdych okolicznościach.
… Że ludzie wyrządzali zło innym ludziom… To wyczytałam z “Płuczek”…
Na koniec podobny przykład z mojego podwórka. Może mniej makabryczny, ale traktujący o tym samym… o szacunku dla zmarłych i zakrętach historii.
W moim rodzinnym mieście, Zielonej Górze, w samym centrum jest park… Nazywa się Park Tysiąclecia. Jak każdy park: alejki, ławeczki, drzewa. Obecnie też plac zabaw, skate-park, niby park jakich tysiące.
A gdzieniegdzie wystające dziwne betonowe płyty… Całe moje dzieciństwo byłam przekonana, to resztki starej fontanny… Otóż nie, Drodzy Czytelnicy, to resztki grobowców, gdyż ten park był przed II Wojną Światową cmentarzem. Gdzie indziej dziwna budowla z kolumnami. Nikt nigdy o tym nie mówił, a było to mauzoleum znanego w mieście przemysłowca. Po wejściu Zielonej Góry w skład tzw. Ziem Odzyskanych, cmentarz zrównano z ziemią, nawet nie ekshumując zwłok, a dom pogrzebowy przerobiono na dyskotekę. Mówiło się podobno, że się idzie na zabawę “do trupka”…. Tablica pamiątkowa, informująca, że park był kiedyś nekropolią powstała dopiero wiele lat później, gdy byłam już dorosła.
Takich miejsc prawdopodobnie jest mnóstwo. Bełżec, Sobibór i Treblinka wyróżniają się wśród nich oczywiście, bo tam śmierć była zadawana jakby człowiek był towarem na taśmie w fabryce… I dni takie jak Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holocaustu są właśnie, aby o tym pamiętać. Jeśli nie pozwolimy o tym zapomnieć następnym pokoleniom, to mamy szansę, że taka makabra już się więcej nie zdarzy. A ocalimy od zapomnienia dzięki własnie takim książkom, które nami wstrząsną, po których przejdą nam dreszcze i dzięki którym powiemy sobie “nigdy więcej”.
Dlatego sięgnijcie po “Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota”…