Zaświaty. Opowieści o nieprzemijaniu – Krzysztof Fedorowicz

Grünberg. Zielona Góra. Ziemia Lubuska. Tu, gdzie “(…) Odra płynąc na północ zwraca się na zachód”. Miasto otoczone winnicami już od czasów średniowiecza. Z masą podziemnym piwnic mieszczących setki beczek z leżakującym winem…

To tu 1826 roku August Grempler założył, wraz z wspólnikami, swoją wytwórnię musujących win, której wyroby szybko zyskały rozgłos i uznanie. To tutaj, choć niewiele się o tym mówi, spędzał swoje wolne chwile pomiędzy podróżami Alexander von Humbolt. To w Grünberg, kilkaset lat przed narodzinami Humbolta i Gremplera, w czasie epidemii dżumy, setka osób schroniła się na wzgórzu winnicy, co uratowało ich od niechybnej śmierci. Potem, w podziękowaniu za ocalenie, wniesiono na Winnym Wzgórzu kapliczkę. Stoi do dziś, a 40 lat temu zostałam w niej ochrzczona. Dziś, Winne Wzgórze jest pięknie zagospodarowane, można tu sobie pospacerować, poleżeć na leżaku, lub zrobić sobie zdjęcie z wielkim, jakże typowo miejskim napisem I LOVE ZIELONA.

Właśnie. Kiedyś Grünberg, teraz Zielona Góra. Dla nas, mieszkańców, po prostu Zielona. Tutaj po Drugiej Wojnie Światowej zderzyła się niemiecka tradycja tych ziem, tradycja winiarska, z chaosem lat powojennych i siermiężnych czasów PRL-u. Wokół miejskich winnic wyrosły blokowiska, a lokalne uprawy wina, pozbawione czułego dotyku swoich właścicieli, zaczęły podupadać. Ale, jak to mówili Rzymianie: in vino veritas! Około dwóch pokoleń później, ludzie, którzy urodzili się tutaj, choć ich rodzice często trafiali na Ziemię Lubuską przypadkowo, zaczęli zastanawiać się: dlaczego by nie kontynuować tradycji tych ziem? Dlaczego by nie oddać w ten sposób hołdu wieloletniej tradycji Ziemi Lubuskiej (choć po prawdzie, nie powinna się tak nazywać).

I tak oto zaczęły odradzać się lubuskie winnice. Obecnie stanowią nieusuwalny element naszego lubuskiego krajobrazu, a oprócz coraz lepszych, lokalnych win, niosą przekaz na temat historii naszego regionu (o tym, że niełatwym zadaniem było stworzenie naszej nowej, lokalnej tożsamości, pisałam już wielokrotnie). Również jeden z najbardziej wpływowych i rozpoznawalnych lubuskich winiarzy został wskrzeszony. August Grempler, oprócz tego, że ma swoje konto na Facebooku, gdzie przybliża mieszkańcom historię Zielonej Góry i okolic, a i współczesne wydarzenia z niesamowitym poczuciem humoru komentuje, ożył ponownie w książce Krzysztofa Fedorowicza “Zaświaty. Opowieści o nieprzemijaniu”.

“Zaświaty” to pozbawiona linearnej narracji, swobodna opowieść. O winie, o ziemi, o uprawie winorośli. Wyobraźmy to sobie Drodzy Czytelnicy: jest ponownie XIX wiek, i August Grempler obchodzi swoje winne uprawy. Pstryk. Jest 2020 rok i August Grempler przechodzi obok niegdyś do niego należącego domku winiarskiego: jest pusto, w końcu pandemia. Znów tylko on i winorośl. Co się zmieniło? Minął czas. Pstryk. Wiek VII. W swojej kamienicy przy Berliner Strasse Kristian Grasse zastanawia się jak uwolnić z aresztu swoją żoną, Elżbietę, oskarżoną o uprawianie czarów. Pstryk. To samo miejsce, dziś przy ulicy Jedności. Znów minął czas.

Takimi obrazkami, luźno z sobą powiązanymi, częstuje nas Krzysztof Fedorowicz. Jego narracja jest bardzo poetycka, opisy wręcz czułe, język rytmiczny. Można się w tej książce zatracić. Jak w dobrym winie. Swoją oniryczną atmosferą “Zaświaty” przypominają “Biegunów” Olgi Tokarczuk.

Z tym, że w “Biegunach” głównym tematem przewodnim jest podróż, przemieszczanie się.

W “Zaświatach” natomiast (książce może nie tak bardzo docenionej jak ta Olgi Tokarczuk, ale zauważonej i nominowanej do tegorocznej Nagrody Nike! a także uhonorowanej Lubuskim Wawrzynem Literackim) tym spoiwem łączącym wszystkie historie, oprócz – rzecz jasna – wina i więzi łączącej winiarza z jego winnicą, jest CZAS.

Wydaje się, że czas jest bohaterem “Zaświatów”. To on płynie, wszystko zmienia, pozwala nam razem z Augustem Gremplerem przenosić się pomiędzy epokami. Jednak nie jest to ten złowrogi, stale upływający, linearny czas, ten którego ciągle mamy za mało. W “Zaświatach” zatacza on koło, wraca niekiedy, czasem się zatrzymuje. Zupełnie jakby jednocześnie istniało “teraz” i “kiedyś”. A tym elementem je łączącym jest ziemia i winorośl. W tym kontekście “Zaświaty” to książka o czasie, ale także o stałości niektórych rzeczy.

O tytułowym nieprzemijaniu.

Dla kogo to książka, zapytacie. Oczywiście, wszyscy koneserzy i znawcy wina będą się “Zaświatami” delektować. A uwierzcie mi, Drodzy Czytelnicy, Krzysztof Fedorowicz wie, o czym pisze: sam robi wino we własnej winnicy! Zbieracze lokalnych historii, poszukiwacze regionalizmów i archiwalni szperacze też będą zachwyceni. Tych, co uwielbiają pisarzy posługujących się językiem poetyckim, niestroniącym od metafory i rytmiki na pewno “Zaświaty” pochłoną. Zielonogórzanie i Lubuszanie – odnajdą tu kawałek swojej historii, “Zaświaty” pomogą ich korzeniom wrosnąć bardziej w lubuską ziemię, i nic dodać, nic ująć, wystarczy zacytować fragment opinii jednego z internautów “dzięki Fedorowiczowi wiem skąd pochodzę”.

Zatem, zapraszam do powolnego, literackiego spaceru po Lubuskiem i po Zielonej Górze. Na pewno “Zaświaty. Opowieści o nieprzemijaniu” sprawią, że, jeśli jeszcze nie byliście w Zielonej Górze, zapragniecie tu przyjechać. Zapraszamy!

Jak wspomniałam, winiarskie tradycje naszego regionu ostatnimi czasy odżyły. To bardzo cieszy. Jeszcze bardziej jednak cieszy to, że motywy produkcji wina, uprawy winorośli i w ogóle, Ziemia Lubuska, odżyła ostatnio w literaturze. Pisałam już o tym przy okazji trylogii “Wendyjska winnica” Zofii Mąkosy, teraz choć zupełnie innymi stylu, temat podjął Krzysztof Fedorowicz w “Zaświatach”.

Ale czy wiecie, Drodzy Czytelnicy, że Zielona Góra i jej okolice stały się miejscem akcji dla innej serii książek, ze zgoła innego gatunku literackiego? Fani kryminałów na pewno odnotowali pojawienie się na rynku wydawniczym serii o Igorze Brudnym, która szturmem zdobyła listy bestsellerów.

Dotychczas czteroksiąg: “Pietno”, “Sfora”, “Cherub” i świeżo upieczona “Zaraza” to wciągająca seria kryminałów Przemysława Piotrowskiego (Zielonogórzanina, a jakże!), gdzie również znajdziecie watki związane z winem, winiarską tradycją Zielonej Góry i odnajdziecie, wędrującego po “Zaświatach” Augusta Gremplera. Czyżby był on naszym “genius loci”?

Drodzy czytelnicy, na długie listopadowe wieczory zapraszam na literackie spacery do Winnym Grodzie i okolicach. Wpadnijcie tu i powiedzcie razem ze mną: I LOVE ZIELONA!