Czarny lampart czerwony wilk – Marlon James

Drodzy Czytelnicy, mówimy fantasy – myślimy: czary, krasnoludy, czarodzieje, wiedźmy, elfy i dobre wróżki. Inne światy. Najczęściej walka dobrych bohaterów z siłami zła. A co, gdyby tak wywrócić konwencję gatunku fantasy do góry nogami ?

Tak chyba pomyślał pochodzący z Jamajki autor, Marlon James, i stworzył “Czarnego lamparta czerwonego wilka”. Skutkiem tego, dostaliśmy powieść fantasy (w zamyśle dopiero pierwszy tom trylogii), jakiej dawno nie było na wydawniczym rynku, a przynajmniej w jego mainstreamowej części.

Jak już niejednokrotnie Wam wspominałam, Drodzy Czytelnicy, nie jestem koneserem fantasy. Zatem może fani tego gatunku uznają mnie za osobę naiwną, a mój opis śmiechu wart, lecz uwierzcie, “Czarny lampart czerwony wilk” był dla mnie niezłą przygodą! Przygodą o tyle karkołomną, że wystawiła na próbę moje czytelnicze ego.

W zamyśle “Czarny lampart czerwony wilk” to pierwsza część mającej dopiero powstać trylogii. To, że Marlon James, niedawne odkrycie Nagrody Bookera, zaczął pisać powieść fantasy, było ogólnie znanym faktem od jakiegoś czasu. Tym samym, wydanie “Czarnego lamparta czerwonego wilka” stało się wydarzeniem bardzo oczekiwanym.

Ja także, naczytawszy się zapowiedzi i przedpremierowych recenzji, zabrałam się za lekturę, jak tylko “Czarny lampart czerwony wilk” ukazał się na księgarniach. I nagle się okazało, że moje wyobrażenie o powieściach fantasy nie bardzo przystaje do książki, którą właśnie czytam. Dlaczego? Otóż, trzeba pamiętać, że my, europejscy czytelnicy, jesteśmy przyzwyczajeni do bardzo “tolkienowskiego” wizerunku fantasy. A tu nagle trafia do nas powieść w całkowicie innym klimacie, oparta na wierzeniach afrykańskich. Już to samo jest dość trudne dla czytelnika, aby zorientować się, czy na przykład “sangoma” to dobra czy zła postać, czy możemy uznać ją za odpowiednik europejskiej wiedźmy czy też dobrej wróżki? A może ani tego ani tego? Takich postaci w “Czarnym lamparcie czerwonym wilku” znajdziemy całe mnóstwo. Dodatkowym “szokiem” dla czytelnika przy tej lekturze będzie (a przynajmniej dla nie był) fakt, że Marlon James nic mu nie wyjaśnia. Nie znajdziecie tutaj opisów sytuacji, fabularnego wprowadzenia do opisanych w powieści wydarzeń. Umiesz liczyć? Licz na siebie! – takie właśnie wyzwanie rzuca czytelnikom autor. Co dzieje się w książce, kto jest kim, i kto z kim gra w jakiej drużynie, dowiecie się jedynie, Drodzy Czytelnicy z dialogów bądź monologów głównego bohatera. I choć na początku książki jest umieszczona mapka z krainami, które przemierza Tropiciel, oraz tzw. dramatis personae czyli lista postaci pojawiających się w danej krainie, już po pierwszym rozdziale pomyślicie sobie: ” chyba straciłem(am) umiejętność czytania ze zrozumieniem”. Dla nałogowych czytelników może być to przerażające. Ale nie, spokojnie, to nie nowy objaw koronawirusa! To tylko Marlon James, jak ktoś z internetowych recenzentów celnie zauważył “ma gdzieś przyzwyczajenia czytelnika i bez kozery rzuca go na głęboką wodę”.

Dobrze, a kim jest Tropiciel, zapytacie? O Tropicielu wiemy bardzo mało, strzępki informacji. Tak, jakby autor uznał, że musimy wiedzieć tylko to, co niezbędne. Czyli, że Tropiciel ma bardzo czuły węch, dzięki któremu zarabia na życie. Odnajduje zaginione osoby. A teraz przyszło mu szukać chłopca, o którym wiemy w sumie tylko tyle, że zniknął. Tropiciel wyrusza na poszukiwania wraz z kilkoma postaciami: wiedźmą, lampartem, który umie zmieniać się w człowieka (lub człowiekiem zmieniającym się w lamparta, trudno stwierdzić), i olbrzymem zwanym ogo.

Jak można się domyślić, aby odnaleźć chłopca, będą musieli przebyć wiele krain, pokonać wiele przeciwieństw losu, i stoczyć niejedną bitwę. Czy chłopca znajdą? A jeśli tak, to dlaczego zniknął? Kim, w ogóle, jest chłopiec, i dlaczego tak ważne jest, aby go odnaleźć? Drogi Czytelniku, te puzzle, które zafundował nam Marlon James ,każdy musi poukładać sobie sam…

To, co na pewno przebija się przez fabularną warstwę “Czarnego lamparta czerwonego wilka”, to fakt, że w opisanym przez Marlona James’a świecie nic nie jest stałe, nic nie jest pewne, że tak naprawdę, klasyczny podział na dobro i zło już dawno się zatarł. Że świat to nieprzyjemne miejsce, gdzie co krok czyha na nas niebezpieczeństwo, a pomyślność zależy często od tego, czy możemy liczyć na silnego sprzymierzeńca. Dorzućmy do tego brutalność w postępowaniu i w mowie, zabójstwa, tortury, krew, obsceniczność, gwałt i wszechobecny seks.

Hmm, czyżby Wam to coś przypominało, Drodzy Czytelnicy? No tak… na Ziemi mamy to wszystko, fantasty nam do niczego niepotrzebne…

I chyba o to właśnie chodziło Marlonowi James’owi 🙂

Właśnie, jeśli o obsceniczność, Drodzy Czytelnicy, to trzeba przygotować się na pełen naturalizm. “Czarny lampart czerwony wilk” nie oszczędzi Wam niczego, będzie cała paleta okropności: od zoofilii po obcinanie kończyn, w dodatku opisane bardzo brutalnym językiem, bez żadnego znieczulenia. Na okładce, pięknie zaprojektowanej nota bene, powinien być umieszczony napis: “Uwaga! Może szokować“.

Mimo tego, wszyscy, którzy “Czarnego lamparta czerwonego wilka” czytali zgadzają się co do jednej rzeczy: to książka niebanalna, przejść koło nie obojętnie się nie uda.

Drodzy Czytelnicy, czy odważycie się wejść do tego świata?