Ciemność – Paul Krawczak

Witam Was, Drodzy Czytelnicy, po dłuższej przerwie. Była ona podyktowana niewielkimi życiowymi zakrętami, przeplatanymi chwilami urlopu. Jako, że znajduję się znów na prostej ścieżce próbuję nadrobić zaległości w pisaniu. W czytaniu zaległości nie ma, więc mam o czym dla Was pisać. Zatem do dzieła.

Dziś przeniesiemy się do Afryki, konkretnie do Konga. A jeszcze konkretniej do Konga w czasach panowania króla Leopolda II. Wówczas Kongo nazywało się Wolnym Państwem Kongo, jednak przymiotnik “wolne” w przypadku państwa, które zaocznie skazano na bycie kolonią i to w dodatku prywatna kolonią belgijskiego króla, miało podobny wydźwięk, jak napis “praca czyni wolnym” na bramach nazistowskich obozów koncentracyjnych. Oczywiście, większość z nas zlepek słów “kolonializm – Kongo” skojarzy ze znanym, klasycznym dziełem – “Jądrem ciemności” Josepha Conrada. I bardzo słusznie, bowiem “Ciemność” Paula Krawczaka, nomen omen, również pisarza polskiego pochodzenia, nazywana jest właśnie “nowym Jądrem ciemności”.

Odniesień do tej klasycznej pozycji w “Ciemności” Krawczaka jest aż nadto: od tytułowej ciemności, poprzez miejsce akcji, atmosferę, postradanie zmysłów, w dodatku jeden z bohaterów nosi nazwisko Korzeniowski… Jednak powiedzmy sobie parę słów na temat samej “Ciemności”.

Jest rok 1980. Młody Belg – Pierre Clease – z zawodu geometra, udaje się do Konga na rozkaz króla Leopolda II. Jego zadaniem jest wyznaczenie najdalszych granic nowych włości belgijskiego króla, wykrojenie kawałka afrykańskiego kontynentu, aby chciwy Leopold II bez skrępowania mógł prowadzić na tym terenie grabież naturalnych surowców, głównie kości słoniowej i kauczuku, jednocześnie trzymając pod butem Kongijczyków, wykorzystując ich niewolniczą pracę. A w razie nieposłuszeństwa lub buntu bezkarnie ich zabijać. Słowem, być panem życia i śmierci.

Ekspedycja Clease’ a wyrusza parowcem w górę rzeki Kongo. W jej składzie znajduje się, między innymi, Xi Xiao – chiński wirtuoz tatuażu. Artysta, każdy powie. Otóż nie tylko – Xi Xiao jest również katem wyspecjalizowanym w lingchi – tzw. karze tysiąca cięć. Była to okrutna kara śmierci połączona z zadawaniem tortur, stosowana w Chinach za poważniejsze przestępstwa aż do roku 1905. Polegała na powolnym wykrawaniu, kawałek po kawałku, fragmentów ciała ofiary, w taki sposób, aby jak najdłużej była ona świadoma i jak najwolniej konała.

A zatem, w odległym Kongu spotyka się dwóch “wykrawaczy”. Jeden specjalizuje się w precyzyjnym krojeniu ludzkiego ciała, drugi ma pokroić, używając geometrycznych przyrządów, afrykański kontynent. W otoczonym kolonialnym okrucieństwem, w dusznym klimacie Konga, w otoczeniu śmierci rdzennych mieszkańców z rąk Belgów, Pierre Claese i Xi Xiao połączy silne uczucie, a ich losy w zdumiewający sposób przetną się z osobami z ich przeszłości. Co dokładnie się wydarzy, kto pierwszy wykona udane cięcie – Pierre czy Xi Xiao, i jak w ich życie wkroczy Józef Teodor Konrad Korzeniowski, czyli sam Joseph Conrad, dowiecie się z lektury.

Drodzy Czytelnicy, klimat “Ciemności” może nie spodobać się każdemu. Jest duszny, jakby lepki od wszechobecnej krwi i przemocy, mroczny. Te atmosferę potęgują elementy realizmu magicznego. Zatem, jeśli oczekujecie kompendium wiedzy o tamtej epoce i belgijskim panowaniu w Kongu w drugiej połowie XIX wieku, poszukajcie sobie jakiejś pozycji non-fiction (polecam “Duch króla Leopolda Adama Hochschilda). U Krawczaka znajdziecie historyczne fakty, owszem, ale “Ciemność” skupia się głównie na atmosferze tamtych dni, na strachu, okrucieństwie, wyzysku i bezlitosnym traktowaniu jednego człowieka przez drugiego. Język powieści jest tak sugestywny, że czytając “Ciemność” będziecie mogli poczuć ten duszny klimat, zupełnie jakbyście znaleźli się w byłej belgijskiej kolonii…

“Ciemność” to, oczywiście, to oprócz próby ponownego rozprawienia się z kolonialnym “kacem” Europejczyków, opowieść o obłędzie i nieuchronności pewnych zdarzeń. O słabości ludzkiej psychiki i najmroczniejszych zakamarkach ludzkiej duszy.

Poza tym, “Ciemność” powinniśmy odczytać jako alegorię do czasów współczesnych. Krawczak próbuje nam przekazać, że kolonializm nigdy tak naprawdę się nie skończył. Owszem, przybrał bardziej ludzką twarz i nikt dziś nie ucina rąk mieszkańcom Afryki (powszechna praktyka wśród belgijskich żołnierzy w Wolnych Państwie Kongo). Jednak wyzysk, pod przykrywką “niesienia postępu” nadal trwa. Okupiony najczęściej skrajną nędzą zwykłego człowieka… To jest najważniejsze przesłanie “Ciemności”.

Na koniec kilka słów o autorze. Jak po nazwisku zapewne zauważyliście, Drodzy Czytelnicy, Paul Krawczak posiada polskie korzenie. Urodził się jednak we Francji, a od dziesięciu lat mieszka w kanadyjskim Quebecu. Jak sam twierdzi, na pomysł napisania “Ciemności”, a zwłaszcza połączenia dwóch postaci – wykrawacza ciała i geometry “wykrawającego” ląd – wpadł pewnego dnia… biorąc prysznic. Może dlatego, że wg jego słów, głośne mówienie o ciemnej stronie naszej historii, i o tym, że jesteśmy zdolni do okrucieństwa, jest jedyną drogą do oczyszczenia, do zbiorowego katharzis. Chociaż trochę przewrotnie dodam od siebie, że Francuz wypominający Belgom grzechu kolonializmu, to jak chce przysłowie: “przyganiał kocioł garnkowi” 🙂

Drodzy czytelnicy, “Ciemność” nie będzie lekturą łatwą i przyjemną, zachęcam Was jednak to tego, abyście się z nią zmierzyli.