Co u Pana słychać ? – Krzysztof Kąkolewski
“Co u Pana słychać” – pod tym niewinnym z pozoru pytaniem kryje się, Drodzy Czytelnicy, prawdziwa reporterska bomba!
Krzysztofa Kąkolewskiego raczej przestawiać nie muszę – świetny reportażysta, obok Ryszarda Kapuścińskiego, jedno z najbardziej rozpoznawanych nazwisk polskiego reportażu. Prócz tego także pisarz, dziennikarz i wieloletni wykładowca dziennikarstwa. I choć dorobek Krzysztofa Kąkolewskiego to całe mnóstwo tekstów, których wymienić tu nie sposób, kilka z nich przyniosło autorowi niemały rozgłos. Są to wywiad- rzeka z Melchiorem Wańkowiczem ‘Wańkowicz krzepi”, “Jak umierają nieśmiertelni” – reportaż o napadzie bandy Charlesa Mansona na willę Romana Polańskiego, w którym zginęła jego żona, czy też “Diament odnaleziony w popiele” – o kulisach powstania książki, a potem filmu “Popiół i diament”. No i oczywiście, “Co u Pana słychać” czyli reportaż zawierający wywiad z dziesięcioma byłymi nazistami, wysokimi funkcjonariuszami SS, bezpośrednio odpowiedzialnymi za Holocaust, masowe rzezie w obozach koncentracyjnych i zagłady, lub za założenia tzn. “Ost Planu” czy Generalnego Planu Wschodniego.
W planie tym Hitler zawarł wszystkie swoje zamiary wobec ziem na wschód od Niemiec po zakładanym przez niego zwycięstwie Trzeciej Rzeszy w II Wojnie Światowej. Oczywiście projekt ten zakładał całkowitą germanizację tych Ziem, w tym Polski rzecz jasna, masowe wysiedlenie jej ludności, aby “rasa panów” mogła w końcu zdobyć swoją “przestrzeń życiową” oraz sprowadzenie narodów słowiańskich do roli służalczej wobec narodu niemieckiego. Jak doskonale wiemy, Hitlerowi ten plan nie wyszedł, i Plan Wschodni nigdy nie ujrzał światła dziennego. Jednak ciarki po plecach przechodzą na samą myśl: “co by było, gdyby jednak mu się udało”? A jak już zastanawiamy się na tym, Drodzy Czytelnicy, to nie sposób nie zastanowić się: kto stał za tym wszystkim, kto te diaboliczne wizje wcielał w życie, kto stał za Hitlerem, kto współtworzył Trzecią Rzeszę?
Aparat władzy III Rzeszy miał dość skomplikowaną strukturę, organizacje budujące to państwo zostały uznane za zbrodnicze przez międzynarodowe trybunały, jednak najbardziej fanatyczną, ślepo oddaną obłąkanej wizji Hitlera było SS. Organizacja ta stanowiła “państwo w państwie”, trzymała pieczę nad system obozów koncentracyjnych i miała bezpośredni udział we wdrażaniu rasowej polityki nazistowskich Niemiec, czy bezpośrednio była winna zbrodni ludobójstwa.
Mimo, iż po zakończeniu działań wojennych i odkryciu nazistowskich zbrodni, toczyło się wiele procesów byłych nazistów, w tym wielu SS-manów (najbardziej znane są, oczywiście, procesy norymberskie), całkiem spora liczba tych zbrodniarzy nigdy nie została skazana za popełnione zbrodnie, co więcej, zdarzały się przypadki, że oczyszczano ich z zarzutów i pełnili w późniejszych latach funkcje publiczne. Jak gdyby nigdy nic… Oburzające? No właśnie…
A Krzysztof Kąkolewski poszedł o krok dalej. Odwiedził paru byłych SS-manów, którzy uniknęli kary, i zapytał ich, dość przewrotnie, “co u Pana słychać?”. Tak powstał reportaż składający się z cyklu wywiadów z byłymi funkcjonariuszami SS, który po wojnie nie zostali skazani. Nie byli to zwykli, przeciętni członkowie tej organizacji. Rozmówcy Kąkolewskiego byli wysokiej rangi funkcjonariuszami, byli osobami decyzyjnymi, które czasem jednym swoim podpisem, mogły wysłać na śmierć tysiące osób.
“Co u Pana słychać?” to pytanie z pozoru banalne. Jednak zadane dziesiątce nazistowskich zbrodniarzy, którzy obecnie, zamiast odsiadywać długoletni wyrok za masowe morderstwa (jednym z rozmówców Kąkolewskiego jest generał odpowiedzialny za masowe egzekucje ludności cywilnej w Warszawie podczas Powstania Warszawskiego czy też nazistowski prokurator) wiodą spokojne życie, pracują jako burmistrzowie (sic!), wykładowcy akademiccy (sic!), deputowani do Bundestagu (sic!). Słowem, zajmują stanowiska wymagające społecznego zaufania!
No dobrze, powie ktoś, przeszłość przeszłością, ale co na temat swojej działalności w SS mówią sami byli działacze nazistowscy? Czy Krzysztofowi Kąkolewskiego udało się uzyskać od nich choć jedno słowo wyrażające skruchę? Otóż, właśnie to w “Co u Pana słychać” wywołuje największy dyskomfort (aby nie powiedzieć gniew) u czytelnika. Szokujące jest to, że każdy z dziesięciu SS-manów jak mantrę powtarza to, że “tylko wykonywał rozkazy”, “nic o zbrodniach nie wiedział”, “był odpowiedzialny za zupełnie inną działalność”, “jego rola była bardzo ograniczona”, “nie pamięta, aby wydał taki a taki rozkaz”. A kiedy Krzysztof Kąkolewski przypiera ich do muru bardzo konkretnymi argumentami, wyciągają ostatniego asa z rękawa “zostałem uniewinniony prawomocnym wyrokiem niemieckiego sądu”.
Jak każdy dobry reportażysta, Kąkolewski ogranicza się do opisu. Nie komentuje, nie daje się ponieść emocjom. Pytania zadaje byłym dygnitarzom SS w sposób chłodny i opanowany. I choć wydaje się, że rozmówcy Kąkolewskiego kpią otwarcie i ze swoich ofiar i z wymiaru sprawiedliwości, Krzysztof Kąkolewski w sposób mistrzowski rzuca im rękawicę. Zresztą, właśnie tak wytłumaczył sam autor powód napisania reportażu i powód, dlaczego wybrał tych a nie innych nazistów do swoich wywiadów:
„Wybrałem nie Paragwaj czy Boliwię, nie tych, którzy uciekli, ukrywają się w dżunglach, nie tych, którzy jeszcze siedzą w więzieniach lub odbyli karę. Wybrałem tych, którzy nie boją się niczego, którzy na zawsze uniknęli kary. Ich wolność, pewność siebie, dobrobyt i szczęście uznałem za WYZWANIE. Więc już na zawsze, do końca ich dni sądzony im jest spokój? Postanowiłem, że coś im się jeszcze wydarzy”.
Drodzy Czytelnicy, “Co u Pana słychać” to, jak już wspomniałam, reportaż wywołujący co najmniej dyskomfort, a bardziej – nie bójmy się użyć tego słowa – wkurw. I jak każdy dobry reportaż, nie starzeje się, bowiem pierwszy raz został wydany w latach 70-tych (swoje rozmowy Kąkolewski przeprowadzał więc parę dobrych lat po wojnie). Niedawno został wydany ponownie, w nowej odsłonie i z posłowiem żony Krzysztofa Kąkolewskiego. Jest to bardzo ciekawy (choć momentami meczący – jednak w tym tandemie to Krzysztof był pisarzem i to widać) tekst o losach “Co u Pana słychać?” po pierwszym wydaniu. Okazuje się bowiem, że władze komunistyczne, w sposób wręcz machiaweliczny, wykorzystały ukazanie się reportażu do swojej propagandy. I przedstawiły reportaż i jego autora w bardzo złym świetle, tylko po to, aby uzyskać narracje, na której im zależało. To, oraz same wywiady Kąkolewskiego mówi bardzo dużo o zjawisku władzy jako takiej. Nazistowska, komunistyczna – obojętnie – każda z nich nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć swoje cele. A wymiar sprawiedliwości, cóż, koniec końców, jest również jedną z wielu części systemu władzy… i dlatego nie zawsze można na niego liczyć. O tym właśnie jest “Co u Pana słychać?”. Przeczytajcie, a podniesie Wam ciśnienie lepiej niż mocna kawa!
Drodzy Czytelnicy, jeśli już jesteśmy przy tej tematyce, chciałabym Wam zaproponować inną książkę, dotykającą problemu wymierzania sprawiedliwości byłym nazistom. Jeśli macie ochotę na chwilę znaleźć się w Norymberdze w trakcie urzędowania tam Międzynarodowego Trybunału, przed którym stanęło niemało wysokich dygnitarzy III Rzeszy, i który był bardzo ważny z punktu widzenia prawodawstwa, jeśli chodzi o zbrodnie ludobójstwa i zbrodnie przeciwko ludzkości, to możecie sięgnąć po mało znaną powieść Seweryny Szmaglewskiej “Niewinni w Norymberdze”.
Szmaglewską kojarzymy ze szkoły, to ona napisała słynne “Dymy nad Birkenau“. Autorka była więziona w obozie Auschwitz – Birnekau, i jako jedyna Polka zeznawała w charakterze świadka oskarżenia przed Międzynarodowym Trybunałem w Norymberdze. “Niewinni w Norymberdze” to zapis z jej kilkudniowego pobytu w tym mieście, właśnie w celu złożenia zeznania. Jest to powieść trudna, momentami tracąca myszką jeśli chodzi o stylistykę, jednak jest bardzo emocjonalną relacją z tych wydarzeń. Przeżyta w obozie trauma, odnowiona przez konieczność złożenia zeznań kłębiąca się w głowie młodej dziewczyny zderza się z amerykańską nonszalancją i obyczajami alianckiej strefy okupacyjnej, w której po wojnie znalazła się Norymberga. Ten kontrast również, tak jak reportaż Krzysztofa Kąkolewskiego, wywołuje pewien dyskomfort, na kształt kamyczka w bucie. Ale przede wszystkim, “Niewinni w Norymberdze”, oprócz, że jest to książka o leczeniu się z traumy, o wychodzeniu z niej, opowiada również o tym, że każdy, nawet najlepiej funkcjonujący, wymiar sprawiedliwości ma swoje ograniczenia, a cierpienia ofiar zbrodni nie wyrazi żaden, nawet najbardziej profesjonalny akt oskarżenia.. Z taką refleksją zostawia nas Seweryna Szmaglewska, jednocześnie dając sobie szansę na otwarcie nowego rozdziału w swoim życiu.
Zatem, Drodzy Czytelnicy, obie lektury niełatwe, przyznaję, jednak gorąco namawiam do ich przeczytania. To książki typu “rozszerzacze horyzontów”. I w sensie bezpośrednim, niosące wiedzę o historycznych wydarzeniach i mające drugie dno: zawierające refleksję o tym, jak funkcjonuje ten nasz świat. A tego zawsze się warto dowiadywać !