Nikt mnie nie ma – Åsa Linderborg
Drodzy Czytelnicy, niedawno byłam w Szwecji. Nie fizycznie i dosłownie, ale na kartach książki. Ciekawa podróż, bowiem bodaj od czasów “Trylogii Milenium” się nie wybierałam się do tego kraju.
Z czym kojarzy nam się Szwecja? Na pierwszy rzut oka, z dobrobytem i równością społeczną, prawda?
Takie przez lata utarte opinie i stereotypy może pomóc zrewidować literatura. W końcu, nic tak nie oddaje realiów kraju, jak dobra powieść obyczajowa, a już na pewno taka, która zdobyła nominację do szwedzkiej nagrody literackiej August Prize!
Już nawet w sensacyjnej Trylogii Millenium Stieg Larsson zaangażował się w tematy społeczne, i pokazał rysy na wygładzonym obradzie szwedzkiego społeczeństwa. W “Nikt mnie nie ma” zaś autorka, Åsa Linderborg, pokazuje nam Szwecję zupełnie bez makijażu… jest to obraz o tyle prawdziwy, że bardzo osobisty. “Nikt mnie nie ma” to autobiograficzna opowieść o ojcu autorki, próba opowiedzenia jego historii.
Rzecz dzieje się w Szwecji, w latach 70-tych. Åsa mieszka sama z tatą, po tym, jak jej matka odeszła do innego mężczyzny. Ojciec Åsy, Lajf, jest hartownikiem stali w wielkich zakładach przemysłowych.
W oczach córki jest bohaterem: umie ujarzmić rozpaloną stal, a w domu jest bardziej jej kolegą niż typowej rodzicem: razem jedzą niezdrowe jedzenie, nie dbają o higienę i nie chodzą wcześnie spać.
Åsa nie zdaje sobie sprawy, że jej życie wygląda inaczej niż codzienność rówieśników. Do czasu, kiedy zaczyna dorastać i rozumie, że ilości piwa wypijane przez ojca, jego zasypianie na kanapie po pijaku lub poranne wymiotowanie do zlewu nie jest normą. Nie jest nią również to, że ona nie ma zabawek, że stołują się u dziadków, ponieważ ojciec przepija swoją wypłatę, a córki nie traktuje jak dziecka, tylko rozmawia z nią jak z dorosłym o ciężkim życiu robotnika.
Nastoletnia Åsa odwraca się od ojca. Wyprowadza się do matki i ojczyma, aby po latach, sama już mając dzieci, ponownie odbudowuje z nim relację. Dzieje się to już w epoce, kiedy bezwzględny kapitalizm pozbawia ojca Åsy posady w zakładach odlewniczych. Lajf nie jest już przodownikiem pracy, lecz jednym w wielu tysięcy bezrobotnych zapomnianych przez społeczeństwo…
“Nikt mnie nie ma” to bardzo osobista opowieść o relacji ojca z córką. To również opowieść byciu rodzicem. Na pierwszy rzut oka, Lajf nie powinien budzić sympatii czytelnika. W końcu jest alkoholikiem, który nie zastanawia się nad rozwojem swojej corki i któremu nie przeszkadza mu, że nie myje ona regularnie zębów… A jednak, mimo wszystko czytelnik widzi, a wręcz czuje, że dla Lajfa Åsa jest całym światem. Z “Nikt mnie nie ma” przebija refleksja, że nikt nigdy nie jest przygotowany na bycie rodzicem, i że każdy rodzic kocha swoje dzieci tak jak umie najlepiej. Nawet jak czasem nie pokazuje tego w sposób podręcznikowy…
I jak już wspomniałam, “Nikt mnie nie ma” to ciekawy obraz Szwecji lat 70 i 80-tych, również przemian jakie w szwedzkim społeczeństwie występowały. Przy lekturze trzeba też uzbroić się w cierpliwość, ponieważ książka zawiera wiele przypisów i wyjaśnień, tak aby czytelnikom nieznającym szwedzkiej kultury i najnowszej historii ułatwić zrozumienie.
A od Szwecji abstrahując, dla mnie bardziej uniwersalny wydźwięk “Nikt mnie nie ma” to taki, że żadne społeczeństwo, nawet te najbardziej “poukładane” nie dojdzie nigdy do pełnej równości… Zawsze będą ci, który harują w fabrykach, i życie im odliczają kolejne fajranty, oraz ci, którzy nie mając o trudzie tych ostatnich pojęcia, będą decydować o ich losie…